Było to na Lubelszczyźnie wczesną wiosną 1944 roku. Lotny oddział partyzancki "Nerwy" podążał w wieczornym zmroku polnymi drogami kierując się na nowe miejsce nocnego wypoczynku- zakwaterowania. Partyzanci czujnie obserwowali otoczenie. Musieli być ciągle w pogotowiu. Okupant penetrował w terenie ze zdwojoną siłą, dążąc do likwidacji oporu Polaków. Chciał panować w pełni na zapleczu frontu.
W dali migotały światła Kozickiego dworu. Trzeba było wzmóc czujność. Tam była załoga niemiecka żołnierze z frontu wschodniego Zadaniem ich była ochrona majątku i trzymanie w ryzach okolicznej ludności a jednocześnie spokojniejszy wypoczynek po okresie frontowym na podbitej ziemi polskiej. Zrodził się wtedy wśród nas pomysł zlikwidowania tego niemieckiego gniazda. Była nawet brawurowa koncepcja zaatakowania z marszu. Rozwaga jednak nakazywała przemyślenie działania Rozwaga jednak nakazywała przemyślenie działania najważniejsze, że spontanicznie zakiełkowana myśl przerodziła się w czyn. Dowódca oddziału ustalił plan akcji. Oczywiście przeprowadzono najistotniejsze rozpoznanie sytuacji i sił nieprzyjaciela. W wyniku tego powstał szczegółowy plan operacji. Każdy z nas chciał wziąć udział w tym przedsięwzięciu, ale plan zakładał tylko określoną część oddziału. Ku mojej rozpaczy nie znalazłem się w zasadniczej grupie bojowej, ale miałem to szczęście, że jednak mogłem wziąć udział w akcji, jako powożący jednym z zaprzęgów konnych z równoczesnym zadaniem ubezpieczenia.
Plan akcji był w zasadzie prosty, chociaż wymagał dużej odwagi od uczestników, bardzo przemyślnie a jednocześnie dużą dozą. komizmu rozwiązana została sprawa bezpośredniego rozpoznania sytuacji w czasie operacji. Otóż podchorążowie „Rapp” i „Barnaba” przebrani za, wieśniaczki i z kobiałkami w rękach, niby jajek, wkroczyli do majątku kozickiego za nimi podążała grupa szturmowa pod dowództwem „Nerwy” w które udział wzięli min pchor. „Zawichost” Na dany znak przez „wieśniaczki”, że wszystko w porządku, nastąpił błyskawiczny atak i opanowanie twierdzy, w której zabarykadowana była załoga niemiecka. Zaskoczenie było kompletne Niemcy zostali rozbrojeni.
Wracaliśmy zadowoleni i dumni, po pełnych napięcie przeżyciach i udanej akcji ze zdobyczną bronią i pokonanymi żołnierzami okupanta. Szybko musieliśmy opuszczać pole działania, bo Lublin był niedaleko a tam bardzo silne, zmasowane zgrupowania niemieckie. Oddział nasz zyskał dobre uzbrojenie i wyposażenie wojskowe a ponadto jeden z załogi okazał się Ślązakiem, przymusowo „wcielonym” do armii niemieckiej-zadeklarował swój udział w naszych szeregach partyzanckich, przybierając pseudonim „Franek”. Pozostali zaś przekazani zostali do konspiracyjnej placówki „Franek” walczył do chwili wyzwolenia w naszych szeregach, będąc dzielnym partyzantem i dobrym patriotą.
Wzmocniony kozicką wyprawą - zdobytym uzbrojeniem -nasz lotny oddział partyzancki był gotów do dalszych akcji wymierzonych przeciwko okupantowi. I najbliższa przyszłość nie poskąpiła po temu okazji, nie zawsze jednak uwieńczonych tak pełnym sukcesem, ale to już oddzielna sprawa.