"Z kroniki wspomnień" - Wspomnienia - Zygmunt Kowalczyk "Okrzeja"

Zygmunt Kowalczyk
pseud. „Okrzeja”
ostatni z-ca dcy II/8 pp AK

Z kroniki wspomnień

Po klęsce wrześniowej w 1939 roku, po terenie województwa lubelskiego, krążyli jeszcze nie rozbrojeni żołnierze, którzy posiadaną broń starannie konserwowali i ukrywali w nadziei, że przyda się ona de przyszłej walki z okupantem. Broń ta nie długo leżała bezczynnie. Już pod koniec 1939 roku zaczęły się, tworzyć podziemne organizacje wojskowe o różnych nazwach: Polska Organizacja Wojskowa, Polska Organizacja Zbrojna, Kadra Wojskowa i wiele innych. Ja wówczas wspólnie z moim starszym bratem Józefem Kowalczykiem reprezentowałem w miejscowości Bystrzejowice, gmina Piaski, organizację Kadra Wojskowa. Wkrótce jednak wspólnie z Tomaszem Ciałkiem pseud. „Winogron”, Janem Kutwą pseud. „Czapka”", Józefem Wicińskim pseud. „Szary” i innymi przystąpiliśmy do zorganizowania w całej gminie Piaski zwanej później placówką nr 7 komórki Polskiej Organizacji Wojskowej. Do placówki nr.7 należały wszystkie wsie wchodzące w skład gminy Piaski w liczbie około
20-tu. W 1940 roku. na skutek scalenia organizacja nasza nosiła już nazwę Związku Walki Zbrojnej przemianowaną następnie na Armię Krajową.
Przed wojną byłem instruktorem w Szkole Podchorążych Rezerwy przy 44 P.P. Strzelców Kresowych w Równem, byłem już doświadczonym podoficerem, toteż z chwilą scalenia organizacji, dca obwodu mjr „Jar”, powierzył mi funkcję dcy oddziału specjalnego w III-cim rejonie. Oddział ten liczył około 26 ludzi. Na wiosnę l941 roku, na polecenie dctwa obwodu Lublin, przeprowadziłem ze swoimi ludźmi poszukiwania lotniczych pokładowych karabinów maszynowych zakopanych w lesie Wierzchowiska. W wynika przeprowadzonych ustaleń odnaleźliśmy 8 sztuk tych karabinów, skierowano je do Warszawy celem, dorobienia podstaw. Działając w porozumieniu z mjr. „Jarem” przeprowadziliśmy następnie szereg akcji, miedzy innymi rozbroiliśmy obstawę aresztu w Piaskach i uwolniliśmy aresztowanego łącznika obwodu o pseudonimie „Kruchy” .Dokonaliśmy napada na urząd gminny w Biskupicach, gdzie zniszczyliśmy wykazy imienne młodych mężczyzn przeznaczonych do przymusowych brygad roboczych organizacji TODT oraz inne akta okupanta. W miejscowościach Minkowice, Świdnik, Wólka Lubelska i innych opanowaliśmy punkty kolczykowania zwierząt przeznaczeniach na zaopatrzenie Niemców. Zniszczyliśmy wykazy zwierząt kontyngentowych a zdobyte kolczyki rozdaliśmy rolnikom, co pozwoliło na uratowanie wielu zwierząt przed zachłannością okupanta. W związku z zarządzeniem przez Niemców natychmiastowego dostarczenia z warzelni w siedliskach transportu spirytusu do Lublina na zaopatrzenie Wehrmachtu opanowaliśmy ten transport z zasadzki a pieniądze uzyskane ze spieniężenia około 10 beczek spirytusu przeznaczyliby na pomoc dla rodzin aresztowanych. .
Ta ostatnia akcja zwróciła baczniejszą uwagę okupanta na bądź co bądź bardzo niewielki ale ruchliwy teren naszego działania, w marcu 1944 roku otrzymałem wiadomość z Piask, że miejscowa żandarmeria rozpracowała już część z moich ludzi i szykuje się do  aresztowań. W tej sytuacji, po porozumieniu się z mjr. „Jarem” postanowiłem dołączyć z moimi ludźmi do Partyzanckiego Oddziału Lotnego „Nerwa”" II/8pp AK.
W kwietniu l944 reku przy prowadziłem do oddziału „Nerwa” 26 ludzi uzbrojonych i częściowo umundurowanych, sam zaś objąłem funkcję szefa oddziału i podoficera broni. Po śmierci ppor. „Muchy” ówczesnego zcy dcy przejąłem funkcję zcy dcy oddziału aż do końca jego istnienia. W ostatnich miesiącach istnienia oddziału dochodziło do wielu starć zbrojnych z Niemcami, walczyliśmy ze zmiennym szczęściem, całkowitym sukcesem zakończyła się np zasadzka w dniu 26V1944 roku na niemieckie samochody w lesie pod Piotrkówkiem, gdzie bez naszych strat poległo kilku niemieckich żołnierzy a około 20 zostało wziętych do niewoli. Stosunkowo niewielkim sukcesem natomiast okupionym w dodatku własnymi stratami zakończyła się w dniu l9VII.1944 roku próba opanowania niemieckiego majątku Kłodnica. W uzgodnieniu z dcą 8 pp AK. kpt. „Młotem” wydzielone grupy szturmowe z oddziału „Nerwa”" i oddziału „Jemioła” miały rozbić załogę niemiecką i zarekwirować krowy z majątku. Dowódcami grup szturmowych z naszego oddziału byli ppor „Nerwa”", ppor. „Mucha” i ja z grupą szturmową z oddziału „Jemioła” dowodził dca oddziału ppor. „Jemioła”. Zgodnie z ustalonym planem „Nerwa” i „Mucha” nacierali od frontu na pałac w którym umocnili się Niemcy, ja ze swoją grupą na wschodni szczyt, pałacu a „Jemioła” na zachodni jego szczyt. Na podstawie przeprowadzonego przez miejscową placówkę rozeznania w majątku, miało przebywać około 17-tu SS-mannów;, ale gdy doszło do wymiany ognia, mimo że od razu trzech z  nich poległo przy ucieczce od stawu do pałacu ogień pozostałych w pałacu był tak silny, że ocenialiśmy ich liczbę co najmniej na około 40 żołnierzy.
Mając przed sobą różne krzaki i krzewy ozdobne, ja, pchor. „Gryf” i „Tarzan” dotarliśmy pod sam szczyt pałacu, po wyważeniu z okna siatki wrzuciłem do pokoju bardzo głośno detonującego gamona i w tym momencie wskoczyłem przez okno do pokoju. Tam zastałem dwóch częściowo ogłuszonych. Niemców, których natychmiast dobiłem. W tym samym czasie przez okna chciał wskoczyć do mnie nieodłączny mój przyjaciel pchor. „Gryf”, ale kula przeszyła mu wnętrzności i zawisł na parapecie okna. By nie stało się to samo ze mną błyskawicznie rzuciłem granat obronny do drugiego pokoju wpadłam do niego i zastrzeliłem następnego Niemca, który kierował już lufę pistoletu w moją stronę. W tym czasie „Nerwa” ze swoją grupą   nie wiedząc, że opanowałem już dwa pokoje ostrzeliwał w nich każdy zauważony ruch. Atakowany z dwu stron, w momencie chwilowej ciszy założyłem swoją czapkę na lufę automatu i wystawiłem do okna. Gdy usłyszałem głosy by nie strzelać na parter, bo tam są już nasi żołnierze, wiedziałem, że niebezpieczeństwo grozi mi już tylko z jednej strony. Za chwilę wskoczył do mnie przez okno „Kmicic” niestety reszta mojej grupy zaległa na zewnątrz budynku przygwożdżona do ziemi ogniem maszynowym wroga. W tej sytuacji ponownie rzucam granat na holl pałacu. Po wybuchu granatu usłyszałem z głębi płacz dzieci i kobiet, które prawdopodobnie przybyły do majątku na szczepienie dzieci, podobna wiadomość dotarła do „Nerwy” i „Jemioły”. Nie chcąc dopuścić do masakry cywilnej ludności postanowiliśmy wycofać się, nie wykonując zaplanowanego zadania. Zadanie wykonała, jedynie drużyna, która opanowała budynki gospodarcze i zarekwirowała 19 krów. Straty nieprzyjaciela to 6 zabitych i kilku rannych. Straty własne: grupa ppor. „Nerwy” - dwóch zabitych, ppor. „Mucha” i „Śmiały”" oraz czterech rannych „Kula”, „Jerzy” „Dym” i „Chan” Moja grupa: - jeden zabity pchor. „Gryf” i jeden ranny „Puma” Grupa ppor. „Jemioły” dwóch zabitych i dwóch rannych. Zarekwirowane krowy rozdano ludności wiejskiej w okolicznych wioskach.

Kołysanka