Fragment kroniki oddziału partyzanckiego A.K „Nerwa”, który ocalał i znajduje się w „Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie – pisał pchor. „Jerzy” Lesław Eustachiewicz
"Taki Żołnierz nie tylko walczy, ale i bawi się. Zabawa w Wierciszowie urządzona po akcji dominowskiej pod koniec karnawału była oryginalną scenką, jeszcze jednym z dowodów tężyzny społeczeństwa, które pozbawione teatrów, szkół, pracy urządziła sobie teatry w domach prywatnych, szkoły tajne i prasę własną i wytworzyło tyle form indywidualnego Życia, że wobec jego bogactwa ze zdumieniem stanie jakiś przyszły epik lub historyk walczącej Europy.
Żołnierska służba to nie tylko patos, ale i codzienny, nieefektywny trud. Oddziałowi powierzono parokrotnie w lutym ubezpieczenia odpraw w Bychawce, Osmolicach i innych. Te wartownicze noce mają też swój urok, którego nie poprze ktoś, kto sam tego nie przeżył. Są zjawiska nieuchwytne i tylko poeta a nie kronikarz może je odtworzyć, utrwalić, unieśmiertelnić. Atmosfera tego codziennego bytowania, atmosfera koleżeńskiej spójni, Jaka się wytworzyła między ludźmi różniącymi się wiekiem, zawodem, wykształceniem, temperamentem i przyzwyczajeniem towarzyskim a złączonych jedną tylko ideą i żołnierskie służby i walki ta atmosfera czeka jeszcze na kogoś, kto jak Malczewski Murmańczyków podpatrzy partyzantów w obecnej wojnie i zamknie ich w kryształowej magicznej kuli wizji poetyckiej .
Jak bardzo do wytworzenia taj ożywczej i niezapomnianej atmosfery żołnierskiej przyjaźni i solidarności przyczyni się osoba dowódcy, to zrozumie każdy, kto choć pobieżnie zatknął się z zagadnieniem psychologii grupy, ale o tym już pisać kronikarzowi wręcz nie wypada.
Terenem, na którym oddział zazwyczaj się poruszał, był powiat lubelski żyłka włóczęgowska, która drzemie w duszy partyzanta powitała z radością wyprawę w Janowskie w połowie lutego, nowe krajobrazy, nowa otoczenia. Droga nasza prowadziła przez Szklarnię na Batorz i na Chrzanów. Przed Chrzanowem, w Zdziłowicach natknęliśmy się na liczny i doskonale uzbrojony zagon bolszewicki. Mieliśmy w oddziale dwu bolszewików Kolę i Mitię, którzy opuścili nas teraz z żalem zresztą spotkanie z zagonem bolszewickim odbyło się w atmosferze przyjaznej wśród wzajemnej wymianie podarunków. Nie mniej wrażenia pozostało trochę niesamowite. Monotonny pochód wozów i koni, obce twarze i głosy nasuwały skojarzenia pozornie niedorzeczne. Jak by zagon Dżyngischana wyruszał znów na Zachód po łupy i niewolników. Niezależnie od koniunktury chwilowej i osobistych sympatii lub przekonań politycznych, wyczuwał chyba każdy, że to Azja płynie ku Europie. Azja wojownicza i zahartowana, okrutna i podstępna, chciwa i nieobliczalna tym większa wzbierała tęsknota za jakimś innym spotkaniem ze szczerym uściskiem dłoni Anglika lub Amerykanina, który nie będzie krył na piersi sztyletu lub trucizny.
Po powrocie z Janowskiego zorganizowana została wyprawa na majątek w Kozienicach, gdzie przebywali w celach wypoczynkowych frontowi żołnierze niemieccy. Kozice wzięto podstępem, bez strzału. Dokonała tego drobna wydzielono z oddziału grupka z por. Nerwą na czele. W pamięci naszej na długo pozostali wyznaczeni do roli wywiadowczej podchorążowie Rapp i Barnaba w przebraniach kobiecych.
Zbliżała się wiosna. Odczuliśmy Ją po raz pierwszy na kwaterach w Romanowie, gdzie Nerwa urządził ćwiczenia. Z ćwiczeń został oddział nagle odwołany i skierowany w okolice Bełżyc. Miało tam nastąpić lądowanie samolotu z Anglii i kilka oddziałów ubezpieczyło to lądowanie. Jednakże warunki atmosferyczne pogorszyły się, nastąpiła odwilż i trzeba było czekać. Oddział poruszał się w okolicach historycznego Babina lub w okolicach Wojciechowa znanego ze starej wieży ariańskiej. Z punktu widzenia turysty były momenty interesujące, ale przedłużające się oczekiwanie działało deprymująco. W okolicy Radawczyka drużyna z oddziału por. Szarugi została napadnięta przez Niemców co zmusiło nas do pogotowia. Poważniejszych starć unikaliśmy wówczas, skoro powierzone zadanie wymagało, by teren był spokojny i bezpieczny.
W Wielkim Tygodniu udawały się drobne grupki do Lublina z różnymi poleceniami. Ambicją Jadących było zdobycie w mieście broni, w Wielki Czwartek i Piątek tradycyjną metodą zdobyto pistolety metodą wykorzystywania napotkanych okazji na ulicach. Wielki Piątek Jest dniem smutnej pamięci w dziejach oddziału. Około godz.7 00 wartownicy spostrzegli zbliżających w tyralierze Niemców. Było to we wsi Pawlin w okolicach Bełżyc. Drużyna trzecia zajęła miejsca na wzgórzu przyjmując na siebie główny atak nieprzyjaciela. Drużyna pierwsza wycofywała się w kierunku na Babin. Niemcy starali się otoczyć oddział za wszystkich stron. Walka trwała szereg godzin. Z drużyny trzeciej pozostało tylko kilku strzelców przy życiu, duże straty poniosła też drużyna druga.
Oddział przebiwszy się przez osaczających wrogów, zabrał ze sobą rannych i połączył się z oddziałam por. Szarugi, w bitwie pod Pawlinem zginęli min. pchor. Sęk odznaczony później krzyżem Virtuti Militari. Nemrod, Tur, Barnaba i szereg innych. Poza tym miał oddział wielu rannych, z których najciężej był ranny pchor. Las. Jeden z najmłodszych żołnierzy oddziału, strzelec Świder z drużyny II został za niezwykle dzielne zachowanie się w czasie bitwy odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Bitwa pod Pawlinem była najbardziej tragicznym momentem w dziejach oddziału. Ale na płaszczyźnie honoru żołnierskiego wyszedł oddział Jaszcze bardziej spoisty i zwarty. Wszystko mogło stanąć w poprzek i liczebna przewaga nieprzyjaciela, ukształtowanie terenu i warunki atmosferyczna - Jedno pozostawało nienaruszona - moralna wartość żołnierskiej postawy. Dwa Krzyże Virtuti Militari przyznane po bitwie są obiektywnym sprawdzianem tej wartości.
Święta wielkanocna stanęły pod znakiem bitwy pod Pawlinem. Ale zaraz po Świętach oddział krzepnie na nowo napływają ochotnie Ponieważ zadanie ubezpieczenia samolotu zostaje wreszcie wykonane zupełnie pomyślnie, oddział się reorganizuje, powstaje konny zwiad. 2O kwietnia grupa wydzielona pod osobistym dowództwem por. „Nerwa” udaje się wieczorem do Lublina - tor wy ściegowy. Skąd zabrano kilka koni i kilkanaście siodeł. Z innych aktów agresji w kwietniu zanotować należy likwidację 3 kałmuków w służbie niemieckiej i jednego konfidenta /dn. 10.IV/ akcję koło Dominowa dn. 27.IV
Z końcem kwietnia duża grupa ochotników z okolic Piask z sierżantem Okrzeją na czele łączy się z oddziałam. Sierżant Okrzeja obejmuje po pchor., "Sęku" stanowisko zastępcy por. "Narwa". Powstaje czwarta drużyna, którą dowodzi drużynowy „Bohun” Członkinie W.S.K. w Bychawie ofiarowują zwiadowi konnemu proporczyk, w tym czasie władza zwierzchnia przemianowuje oddział na II pluton 8 pp.
W pierwszych dniach maja zwiad konny urządza defiladę w Bychawie w dzień święta narodowego i wyprawia się pod Żółkiewkę. w czasie dłuższej wyprawy zwiadu konnego w okolice Bełżyc dla szukania kontaktu z por. „Zaporą” ginie pchor. „Baśka”, który znalazł się na terenie wykrytej przez Niemców meliny i składu broni. Do oddziału zostaje przydzielony por. „Mucha”, który obejmuje kierownictwo zaopatrzenia.
W piątek przed Zielonymi Świątkami miejscowa placówka urządza zasadzkę na niemieckie auta na szosie Wysokie - Lublin i prosi oddział o pomoc. Akcja odbywa się w pobliżu Majdanu Piotrkowskiego i kończy się pełnym sukcesem. 20 Jeńców puszczono w nocy na wolność dla celów propagandowych- zaznaczając im, że akcja miała być skierowana przeciw żandarmerii a nie Wermachtowi, że od Wermachtu oczekujemy neutralności i poddawania się w czasie walki oddziałom polskim. Puszczeni jeńcy mają jednak ostrzec swoje czynniki, że w razie represji w stosunku do ludności polskiej odwet będzie bezwzględny.
Zielona Święta spędził oddział we wsi Pustelnik. Por. „Nerwa” po powrocie spod Bełżyc zorganizował wypad na niemieckie magazyny z owsem w miasteczku Wysokie. W akcji tej brały udział miejscowe placówki i oddział por „Powoja”.
Z kwatery we wsi Giełczew został oddział odwołany i szybkim marszem podążył w okolice Dominowa, gdzie pod dowództwem por. „Nerwa” miały dwa plutony dokonać odbicia więźniów z transportu jadącego z Chełma do Lublina. Dwa tygodnie oczekiwaliśmy pociągu przeważnie na kwaterach leśnych w hartującej atmosferze deszczu i błota. Był to okres wesoły, bo w miejsce normalnych ćwiczeń w rodzaju musztry lub wykładów, zastąpiło „dolce far niente” /słodka bezczynność/, któremu właściwego smaku nadawało przekonanie, że w każdej chwili może nastąpić dramatyczne spięcie oczekiwanej akcji.
Po dwu tygodniach zasadzki trzeba było opuścić tę okolicę. Żeby nie odchodzić z pustymi rękoma pierwsza drużyna zaatakowała niemiecki kolejowy patrol bezpieczeństwa w celu zdobycia broni. W tym czasie działa wraz z naszym oddziałem grupa młodzieży z Zamojszczyzny z por. „Henrykiem” Jako dowódcą. Później grupa ta wejdzie w skład plutonu por. „Jemioły” W czasie kwater w Żukowie dokonał inspekcji oddziału płk. „Nurt”. Pod koniec czerwca inspekcja zwierzchnich władz wojskowych podkreślają potrzebę uaktywnienia działalności propagandowej. Praktycznym wyrazem tych tendencji była akademia urządzona w Woli Całęzowskiej - 4 lipca jako w dzień święta narodowego USA. W kilka dni później nastąpiła koncentracja kilku oddziałów w okolicach Bychawy i wymarszu w teren nad Wisłę pod dowództwem kpt. „Młota” Podróż ta w okolice Urzędowa, Dzierzkowic, Rybitw i Józefowa miała charakter manifestacyjny w obliczu zachodzących wydarzać.
Coraz więcej elektryczności gromadziło się. w powietrzu. Instynktem raczej niż kalkulacją wyczuwaliśmy moment przełomu. Tęsknota za pełnią przeżyć, jaką niesie ze sobą walka fermentowała w oddziale co dzień mocniej. Toteż z radością powitaliśmy rozkaz kpt. „Młota” zezwalający na akcję agresywną. Projektowany był atak na grupę Niemców w Leśniczówce. Drużynowi i ich zastępcy utworzyli osobną drużynę szturmową. Cały szereg przypadkowych okoliczności spowodował, że zamiast na Leśniczówkę oddziały por. „Narwa” i por. „Jemioły” wyruszyły na Liegenschaft w Kłodnicy. Niemcy kwaterujący w Kłodnicy spodziewali się jednak ataku i dlatego zaskoczenie nie powiodło się. W walce zginęli min. Por. „Mucha”, pchor. „Gryf” i strzelec. Ciężko ranny strzelec „Kula” został później odznaczony Krzyżem Walecznych.
Następnej nocy odbył się uroczysty pogrzeb por. „Muchy” i pchor. „Gryfa” w Bychawie. Zaczynało się już wówczas przewalanie się frontu przez tereny lubelskie. Zwiad konny starł się z Niemcami koło Bychawy /Duża Wola/ dn. 24 lipca. Po czym oddział ruszył w kierunku Lublina. W Polanówce doszło do zetknięcia się z regularną armią rosyjską i na tym kończy się pewien rozdział dziejów lubelskiej partyzantki.
Za wcześnie dziś na syntezę, na podsumowanie i ocenę zjawisk. Przygotowujemy dziś materiał i nic więcej. Nad horyzontem literatury majaczy mglista legenda współczesnej konspiracji i partyzantki, tak odmiennej od wszystkiego co znała historia polskich walk niepodległościowych i tak bliskiej równocześnie tradycji heroicznej polskiego żołnierza.
"Taki Żołnierz nie tylko walczy, ale i bawi się. Zabawa w Wierciszowie urządzona po akcji dominowskiej pod koniec karnawału była oryginalną scenką, jeszcze jednym z dowodów tężyzny społeczeństwa, które pozbawione teatrów, szkół, pracy urządziła sobie teatry w domach prywatnych, szkoły tajne i prasę własną i wytworzyło tyle form indywidualnego Życia, że wobec jego bogactwa ze zdumieniem stanie jakiś przyszły epik lub historyk walczącej Europy.
Żołnierska służba to nie tylko patos, ale i codzienny, nieefektywny trud. Oddziałowi powierzono parokrotnie w lutym ubezpieczenia odpraw w Bychawce, Osmolicach i innych. Te wartownicze noce mają też swój urok, którego nie poprze ktoś, kto sam tego nie przeżył. Są zjawiska nieuchwytne i tylko poeta a nie kronikarz może je odtworzyć, utrwalić, unieśmiertelnić. Atmosfera tego codziennego bytowania, atmosfera koleżeńskiej spójni, Jaka się wytworzyła między ludźmi różniącymi się wiekiem, zawodem, wykształceniem, temperamentem i przyzwyczajeniem towarzyskim a złączonych jedną tylko ideą i żołnierskie służby i walki ta atmosfera czeka jeszcze na kogoś, kto jak Malczewski Murmańczyków podpatrzy partyzantów w obecnej wojnie i zamknie ich w kryształowej magicznej kuli wizji poetyckiej .
Jak bardzo do wytworzenia taj ożywczej i niezapomnianej atmosfery żołnierskiej przyjaźni i solidarności przyczyni się osoba dowódcy, to zrozumie każdy, kto choć pobieżnie zatknął się z zagadnieniem psychologii grupy, ale o tym już pisać kronikarzowi wręcz nie wypada.
Terenem, na którym oddział zazwyczaj się poruszał, był powiat lubelski żyłka włóczęgowska, która drzemie w duszy partyzanta powitała z radością wyprawę w Janowskie w połowie lutego, nowe krajobrazy, nowa otoczenia. Droga nasza prowadziła przez Szklarnię na Batorz i na Chrzanów. Przed Chrzanowem, w Zdziłowicach natknęliśmy się na liczny i doskonale uzbrojony zagon bolszewicki. Mieliśmy w oddziale dwu bolszewików Kolę i Mitię, którzy opuścili nas teraz z żalem zresztą spotkanie z zagonem bolszewickim odbyło się w atmosferze przyjaznej wśród wzajemnej wymianie podarunków. Nie mniej wrażenia pozostało trochę niesamowite. Monotonny pochód wozów i koni, obce twarze i głosy nasuwały skojarzenia pozornie niedorzeczne. Jak by zagon Dżyngischana wyruszał znów na Zachód po łupy i niewolników. Niezależnie od koniunktury chwilowej i osobistych sympatii lub przekonań politycznych, wyczuwał chyba każdy, że to Azja płynie ku Europie. Azja wojownicza i zahartowana, okrutna i podstępna, chciwa i nieobliczalna tym większa wzbierała tęsknota za jakimś innym spotkaniem ze szczerym uściskiem dłoni Anglika lub Amerykanina, który nie będzie krył na piersi sztyletu lub trucizny.
Po powrocie z Janowskiego zorganizowana została wyprawa na majątek w Kozienicach, gdzie przebywali w celach wypoczynkowych frontowi żołnierze niemieccy. Kozice wzięto podstępem, bez strzału. Dokonała tego drobna wydzielono z oddziału grupka z por. Nerwą na czele. W pamięci naszej na długo pozostali wyznaczeni do roli wywiadowczej podchorążowie Rapp i Barnaba w przebraniach kobiecych.
Zbliżała się wiosna. Odczuliśmy Ją po raz pierwszy na kwaterach w Romanowie, gdzie Nerwa urządził ćwiczenia. Z ćwiczeń został oddział nagle odwołany i skierowany w okolice Bełżyc. Miało tam nastąpić lądowanie samolotu z Anglii i kilka oddziałów ubezpieczyło to lądowanie. Jednakże warunki atmosferyczne pogorszyły się, nastąpiła odwilż i trzeba było czekać. Oddział poruszał się w okolicach historycznego Babina lub w okolicach Wojciechowa znanego ze starej wieży ariańskiej. Z punktu widzenia turysty były momenty interesujące, ale przedłużające się oczekiwanie działało deprymująco. W okolicy Radawczyka drużyna z oddziału por. Szarugi została napadnięta przez Niemców co zmusiło nas do pogotowia. Poważniejszych starć unikaliśmy wówczas, skoro powierzone zadanie wymagało, by teren był spokojny i bezpieczny.
W Wielkim Tygodniu udawały się drobne grupki do Lublina z różnymi poleceniami. Ambicją Jadących było zdobycie w mieście broni, w Wielki Czwartek i Piątek tradycyjną metodą zdobyto pistolety metodą wykorzystywania napotkanych okazji na ulicach. Wielki Piątek Jest dniem smutnej pamięci w dziejach oddziału. Około godz.7 00 wartownicy spostrzegli zbliżających w tyralierze Niemców. Było to we wsi Pawlin w okolicach Bełżyc. Drużyna trzecia zajęła miejsca na wzgórzu przyjmując na siebie główny atak nieprzyjaciela. Drużyna pierwsza wycofywała się w kierunku na Babin. Niemcy starali się otoczyć oddział za wszystkich stron. Walka trwała szereg godzin. Z drużyny trzeciej pozostało tylko kilku strzelców przy życiu, duże straty poniosła też drużyna druga.
Oddział przebiwszy się przez osaczających wrogów, zabrał ze sobą rannych i połączył się z oddziałam por. Szarugi, w bitwie pod Pawlinem zginęli min. pchor. Sęk odznaczony później krzyżem Virtuti Militari. Nemrod, Tur, Barnaba i szereg innych. Poza tym miał oddział wielu rannych, z których najciężej był ranny pchor. Las. Jeden z najmłodszych żołnierzy oddziału, strzelec Świder z drużyny II został za niezwykle dzielne zachowanie się w czasie bitwy odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Bitwa pod Pawlinem była najbardziej tragicznym momentem w dziejach oddziału. Ale na płaszczyźnie honoru żołnierskiego wyszedł oddział Jaszcze bardziej spoisty i zwarty. Wszystko mogło stanąć w poprzek i liczebna przewaga nieprzyjaciela, ukształtowanie terenu i warunki atmosferyczna - Jedno pozostawało nienaruszona - moralna wartość żołnierskiej postawy. Dwa Krzyże Virtuti Militari przyznane po bitwie są obiektywnym sprawdzianem tej wartości.
Święta wielkanocna stanęły pod znakiem bitwy pod Pawlinem. Ale zaraz po Świętach oddział krzepnie na nowo napływają ochotnie Ponieważ zadanie ubezpieczenia samolotu zostaje wreszcie wykonane zupełnie pomyślnie, oddział się reorganizuje, powstaje konny zwiad. 2O kwietnia grupa wydzielona pod osobistym dowództwem por. „Nerwa” udaje się wieczorem do Lublina - tor wy ściegowy. Skąd zabrano kilka koni i kilkanaście siodeł. Z innych aktów agresji w kwietniu zanotować należy likwidację 3 kałmuków w służbie niemieckiej i jednego konfidenta /dn. 10.IV/ akcję koło Dominowa dn. 27.IV
Z końcem kwietnia duża grupa ochotników z okolic Piask z sierżantem Okrzeją na czele łączy się z oddziałam. Sierżant Okrzeja obejmuje po pchor., "Sęku" stanowisko zastępcy por. "Narwa". Powstaje czwarta drużyna, którą dowodzi drużynowy „Bohun” Członkinie W.S.K. w Bychawie ofiarowują zwiadowi konnemu proporczyk, w tym czasie władza zwierzchnia przemianowuje oddział na II pluton 8 pp.
W pierwszych dniach maja zwiad konny urządza defiladę w Bychawie w dzień święta narodowego i wyprawia się pod Żółkiewkę. w czasie dłuższej wyprawy zwiadu konnego w okolice Bełżyc dla szukania kontaktu z por. „Zaporą” ginie pchor. „Baśka”, który znalazł się na terenie wykrytej przez Niemców meliny i składu broni. Do oddziału zostaje przydzielony por. „Mucha”, który obejmuje kierownictwo zaopatrzenia.
W piątek przed Zielonymi Świątkami miejscowa placówka urządza zasadzkę na niemieckie auta na szosie Wysokie - Lublin i prosi oddział o pomoc. Akcja odbywa się w pobliżu Majdanu Piotrkowskiego i kończy się pełnym sukcesem. 20 Jeńców puszczono w nocy na wolność dla celów propagandowych- zaznaczając im, że akcja miała być skierowana przeciw żandarmerii a nie Wermachtowi, że od Wermachtu oczekujemy neutralności i poddawania się w czasie walki oddziałom polskim. Puszczeni jeńcy mają jednak ostrzec swoje czynniki, że w razie represji w stosunku do ludności polskiej odwet będzie bezwzględny.
Zielona Święta spędził oddział we wsi Pustelnik. Por. „Nerwa” po powrocie spod Bełżyc zorganizował wypad na niemieckie magazyny z owsem w miasteczku Wysokie. W akcji tej brały udział miejscowe placówki i oddział por „Powoja”.
Z kwatery we wsi Giełczew został oddział odwołany i szybkim marszem podążył w okolice Dominowa, gdzie pod dowództwem por. „Nerwa” miały dwa plutony dokonać odbicia więźniów z transportu jadącego z Chełma do Lublina. Dwa tygodnie oczekiwaliśmy pociągu przeważnie na kwaterach leśnych w hartującej atmosferze deszczu i błota. Był to okres wesoły, bo w miejsce normalnych ćwiczeń w rodzaju musztry lub wykładów, zastąpiło „dolce far niente” /słodka bezczynność/, któremu właściwego smaku nadawało przekonanie, że w każdej chwili może nastąpić dramatyczne spięcie oczekiwanej akcji.
Po dwu tygodniach zasadzki trzeba było opuścić tę okolicę. Żeby nie odchodzić z pustymi rękoma pierwsza drużyna zaatakowała niemiecki kolejowy patrol bezpieczeństwa w celu zdobycia broni. W tym czasie działa wraz z naszym oddziałem grupa młodzieży z Zamojszczyzny z por. „Henrykiem” Jako dowódcą. Później grupa ta wejdzie w skład plutonu por. „Jemioły” W czasie kwater w Żukowie dokonał inspekcji oddziału płk. „Nurt”. Pod koniec czerwca inspekcja zwierzchnich władz wojskowych podkreślają potrzebę uaktywnienia działalności propagandowej. Praktycznym wyrazem tych tendencji była akademia urządzona w Woli Całęzowskiej - 4 lipca jako w dzień święta narodowego USA. W kilka dni później nastąpiła koncentracja kilku oddziałów w okolicach Bychawy i wymarszu w teren nad Wisłę pod dowództwem kpt. „Młota” Podróż ta w okolice Urzędowa, Dzierzkowic, Rybitw i Józefowa miała charakter manifestacyjny w obliczu zachodzących wydarzać.
Coraz więcej elektryczności gromadziło się. w powietrzu. Instynktem raczej niż kalkulacją wyczuwaliśmy moment przełomu. Tęsknota za pełnią przeżyć, jaką niesie ze sobą walka fermentowała w oddziale co dzień mocniej. Toteż z radością powitaliśmy rozkaz kpt. „Młota” zezwalający na akcję agresywną. Projektowany był atak na grupę Niemców w Leśniczówce. Drużynowi i ich zastępcy utworzyli osobną drużynę szturmową. Cały szereg przypadkowych okoliczności spowodował, że zamiast na Leśniczówkę oddziały por. „Narwa” i por. „Jemioły” wyruszyły na Liegenschaft w Kłodnicy. Niemcy kwaterujący w Kłodnicy spodziewali się jednak ataku i dlatego zaskoczenie nie powiodło się. W walce zginęli min. Por. „Mucha”, pchor. „Gryf” i strzelec. Ciężko ranny strzelec „Kula” został później odznaczony Krzyżem Walecznych.
Następnej nocy odbył się uroczysty pogrzeb por. „Muchy” i pchor. „Gryfa” w Bychawie. Zaczynało się już wówczas przewalanie się frontu przez tereny lubelskie. Zwiad konny starł się z Niemcami koło Bychawy /Duża Wola/ dn. 24 lipca. Po czym oddział ruszył w kierunku Lublina. W Polanówce doszło do zetknięcia się z regularną armią rosyjską i na tym kończy się pewien rozdział dziejów lubelskiej partyzantki.
Za wcześnie dziś na syntezę, na podsumowanie i ocenę zjawisk. Przygotowujemy dziś materiał i nic więcej. Nad horyzontem literatury majaczy mglista legenda współczesnej konspiracji i partyzantki, tak odmiennej od wszystkiego co znała historia polskich walk niepodległościowych i tak bliskiej równocześnie tradycji heroicznej polskiego żołnierza.