Akcje bojowe

Akcje bojowe
Lotnego Oddziału Partyzanckiego AK „Nerwa”

Autorzy :
Jan Onoszko"Jacyna",Czesław Linkowski"Tom I"


1. 14 listopada 1943 r. Rozbrojono w Lublinie na ulicy Nowa Droga
/Al. Zygmuntowskie / dwóch SS–manów, zdobyto 2 pistolety.

2. 11 stycznia 1944 r. Patrol partyzancki w ramach dozbrajania się rozbroił kilku Niemców w Lublinie na ulicy Bychawskiej
/ Kunickiego /, jeden z Niemców stawiał opór i został zabity. Zdobyto 3 pistolety, bez strat własnych.

3. 24 stycznia 1944 r. Rozbrojono dwóch żołnierzy niemieckich na odcinku
ul. Czwartek i ul. Szkolna w Lublinie. Zabrano pistolet i długie buty / saperki /

4. 24 stycznia 1944 r. Grupa partyzantów pod dowództwem pchor. „Zawichosta” opanowała obóz „Baudienstu” w Lublinie przy ul. Wesołej. Zabrano kilkanaście karabinów francuskich typu „Lebel” z amunicją, bez strat własnych.

5. 25 stycznia 1944 r. Jedna z sekcji transportując część broni, na granicy miasta przy końcu ulicy Bychawskiej w Lublinie napotyka patrol wroga. Partyzanci otwierają ogień i przebijają się przez zaskoczonych żandarmów. Ranny w nogę „Noir” wycofał się sam do domu, po wyleczeniu się powrócił do oddziału. Nieprzyjaciel poniósł straty ale jakie nie wiadomo.

6. Przełom stycznia – lutego 1944 r. W trakcie wykonywania zadania polegającego na ochronie narady dowódców A.K. oddział poderwany zostaje do alarmu z powodu napadu bandyckiego na majątek Józwów. Po przybyciu na miejsce stwierdzamy, że właściciel domu /akowiec/ został zabity. Z relacji żony zabitego dowiadujemy się, że mordu dokonał przy pomocy nogi od krzesła „Cień” z A.L.-u żądając wydania mu broni. W mieszkaniu widać ślady rabunku i zniszczeń /rozbity fortepian/ oraz libacji. Pomoc była spóźniona, próbowaliśmy zrobić zasadzkę na „Cienia”, ale nie pokazał się w okolicy. Byliśmy świadkami mordu bratobójczego, mordów takich dopuścił się „Cień” kilku. Po wielu latach jeden z dowódców AL. pisał na lamach gazety wrocławskiej, że władze AL rozważały możliwość rozwiązania oddziału „Cienia” jako bandyckiego, ale do tego nie doszło.

7. Początek lutego 1944 r. Z gorzelni w Osmolicach zabieramy beczki ze spirytusem przygotowane do transportu na zaopatrzenie Wehrmachtu. Spirytus odtransportowaliśmy do Lublina.

8. 9 lutego /prawdopodobnie/ 1944 r. podchorążowie „ Hak”
i „ Wójt”, którzy mieli za zadanie odwieść do Lublina broń oraz odstawić do domu dwóch młodocianych kandydatów nie przyjętych przez dcę do oddziału ponieważ nie byli „spaleni” oraz ze względu na wiek – zostali zatrzymani przez patrol SS między Dominowem a Abramowicami. Podchorąży „Hak” strzelił z pistoletu i
zbiegł, pozostali trzej zostali zastrzeleni. Przepadły 2 steny oraz 2-3 pistolety, które były na saniach. Zwłoki zabitych wywieźli Niemcy na wysypisko śmieci, następnie rodziny zabitych zabrały je i pochowały.

9. 13 lutego /prawdopodobnie/. Wydzielona grupa około 15 ludzi pod dowództwem ppor.„Nerwa” opanowuje budynek stacji kolejowej Dominów i oczekuje na nadejście niemieckiego patrolu ochrony kolei. Wszyscy przebywający na dworcu jak i przybywający na dworzec są zatrzymywani, pracują tylko kolejarze polscy pod nadzorem partyzantów. Tego dnia wieczorem wchodzi do budynku dworcowego Ukrainiec z SS, zostaje rozbrojony i zlikwidowany Następnego dnia uprzedzeni przez kolejarzy partyzanci wpuszczają do budynku dworca patrol niemiecki, który w ogniu walki zostaje wybity. Zdobyto LKM, karabiny, amunicję i granaty. Zabitych 10 Niemców pochowano w lesie. Straty własne lekko ranny /w rękę/ „ Wis”. Zostaje w oddziale.

10. 14 lutego 1944 r. W Bychawie zostaje rozbrojonych trzech żołnierzy niemieckich. Jeden usiłujący stawiać opór zostaje ranny. Bez strat własnych.

11. Koniec lutego 1944 r. Według otrzymanych informacji, w jednym z gospodarstw w okolicach Jakubowic znajdujemy w oborze pod obornikiem pistolet maszynowy polskiej produkcji, prawdopodobnie typ „Mors”. Po renowacji u rusznikarza był używany w oddziale. Dalsze jego losy są nieznane. Obecnie w Muzeum Wojska Polskiego jest jeden egzemplarz pozyskany od ZSSR W drodze wymiany muzealnej.

12. 7/8 marca 1944 r. W okolicy wsi Zdziłowice spotykamy się z partyzantką radziecką „Werszyhory”. Przekazujemy im około 10 Rosjan, którzy po ucieczce z niewoli schronili się w oddziale A.K. Ppor. „Nerwa” otrzymuje na pamiątkę pepeszę, żołnierze wymieniają amunicję.

13. 16 marca 1944 r. Wydzielona grupa /około 10 ludzi/ pod dowództwem ppor.”Nerwa” przebrana w niemieckie mundury wjeżdża do majątku Kozice koło Piask gdzie stacjonują niemieccy żołnierze. Grupa wchodzi bez przeszkód do budynku mieszkalnego i bez strzału bierze do niewoli załogę npla, zdobywa broń i wyposażenie wojskowe. Tylko jeden żołnierz będący poza budynkiem zdołał uciec. Gdy po akcji oddalaliśmy się słychać było z oddali szum samochodów nadjeżdżającej pomocy niemieckiej. Wśród jeńców był Ślązak Franciszek Nowak - kapral W.P, siłą wcielony do Wehrmachtu /ranny pod Stalingradem/. Kapral Nowak pod pseudonimem „Franek” został w oddziale „Nerwa” i z czasem otrzymał funkcję podoficera prowiantowego.

14. Koniec marca 1944r. Przemieszczamy się z powiatu bychawskiego w okolice Bełżyc z zadaniem ochrony lądowiska „ Most I”. W trakcie zajmowania kwater alarm – „Niemcy jadą na wieś ” Okazuje się, że nie są to Niemcy lecz policjanci granatowi z Bełżyc. Rozbrajamy ich i zamykamy, odbieramy listę mieszkańców wsi, którą mają ze sobą, jest to lista uchylających się od świadczeń na rzecz okupanta. W trakcie przesłuchania kilku z nich chce pozostać w oddziale, ppor „Nerwa” odmawia ponieważ nie mamy o nich opinii miejscowych władz A.K. Wieczorem przed zmianą kwater policjanci zostają zwolnieni. Na gorące prośby zostawiamy im również broń /represji wobec ludności nie było /.

15. Ppor.„Nerwa” wysyła do Lublina 5 podchorążych, którzy mają przywieść sprzęt wojskowy oraz „święcone” przygotowane przez panie z „ Pe–Żet ” w związku ze zbliżającymi się świętami Wielkanocnymi . Grupa ta rozbraja w dniu 6.Kwietnia 44.r. dwóch żandarmów na ulicy Grodzkiej zdobywając 2 pistolety a dnia 7 kwietnia 44 r. jednego podoficera Wehrmachtu zdobywając jeden pistolet na ulicy Zamojskiej (Buczka) .

16. 7 kwietnia 1944 r. Oddział stacjonuje we wsi Pawlin. Niemcy mając rozeznanie otaczają wieś. Wiosenne roztopy powodują, ze pierścień obławy nie zdążył się nie postrzeżenie zamknąć .W czasie rozpoczętej walki drużyna I-sza zdołała się jeszcze wycofać mając dwóch rannych. Drużyna III-cia chce wycofać się poza stodołami lecz tam natrafia na zmasowany ogień karabinów maszynowych .Ci, którzy ocaleli dołączają do drużyny II- giej, gdzie ppor.”Nerwa” usiłuje przerwać pierścień wroga . Partyzancki KM blokuje się, zostaje ukryty. Niemcy używają granatników, a nad polem walki unosi się samolot wywiadowczy. Mimo tak nierównej walki ppor „Nerwa” z częścią ludzi przebija się. W tej sytuacji na szczególną uwagę zasługuje bohaterski czyn „Świdra”. Spostrzega furmankę z leżącym na niej ciężko rannym jego dowódcą podchorążym „Las”. Jeden koń leży zabity, woźnica z głowa rozniesioną przez pocisk. „Świder” postanawia ratować swojego dowódcę, pod silnym ogniem wroga odcina bagnetem padłego konia i wywozi rannego nie zważając na bardzo silny ostrzał. Po bitwie okazuje się, że „Świder” ma płaszcz
a nawet czapkę podziurawione kulami. Po wydostaniu z się okrążenia ppor. „Nerwa” wobec pozostałych przy życiu żołnierzy awansował „Świdra” do stopnia st. szeregowca i oświadczył, że wystąpi o odznaczenie go wysokim odznaczeniem bojowym. Minęły lata i „Świder” nigdy nie doczekał się należnego mu odznaczenia i prawdopodobnie w aktach A.K. niema takiego wniosku. W walce poległo 32 partyzantów a 5 odniosło rany, stracono również tabory. Strat wroga nigdy nie udało się ustalić, musiały być znaczne. W zbieraniu poległych pomógł miejscowy pluton A.K. ppor. „Heliodora” /Henryk Jaroszyński/. Poległych pochowano we wspólnej mogile, z honorami wojskowymi, na cmentarzu w Babinie. Należy odnotować, że po walce w Pawlinie, na zbiórce plutonu, gdy ppor „Nerwa” zaproponował „ kto chce może odejść” nikt nie wystąpił. Przeciwnie, przyrzekliśmy wszyscy pomścić kolegów a dla zaakcentowania tego postanowienia miały być noszone odtąd na rękawach mundurów emblematy w postaci czarnej tarczy z trupią główką i piszczelami. W miesiącu lipcu emblematy te zostały zmienione na tarcze biało–czerwone, na białym tle był napis II/8.p.p.leg. na czerwonym biały orzeł.

17. 9.kwietnia 1944 r. Przemęczeni niedawną walką odpoczywamy pod opieką oddziału specjalnego A.K, „Szarugi” ppor A. Sarkisowa. Rano do wsi wjeżdża furmanką 2 „Kałmuków i Polak /?/. Okazuje się, że w ten sposób okupant penetruje okolice. Zdobyto 2 karabiny a trzej zdrajcy po przeprowadzeniu dochodzenia zostają rozstrzelani. Już nikt nie zakłóca świątecznego nastroju, ksiądz Fiuta święci przygotowane pokarmy i zasiadamy do stołów. Nas jednak niedawna śmierć kolegów nie nastraja do jedzenia. Po podzieleniu się jajkiem i złożeniu życzeń wymykamy się pojedynczo by jeszcze raz w samotności powspominać tych co od nas odeszli i oddali swe młode życie za Ojczyznę.

18. Noc z 15 na 16 kwietnia 1944 r. Na polach wsi Wojcieszyn po raz pierwszy w okupowanym kraju ląduje aliancki samolot. My stanowiliśmy cześć ochrony operacji „Most I”. Po starcie samolotu, którym odleciał między innymi generał „Tatar”, zabraliśmy na wozy kurierów i odwieźli na wskazane miejsce. Dalej ich droga prowadziła do Warszawy. My wracamy w swoje strony, w okolice Bychawy. Tam wielu naszych znajomych jeszcze raz wraz z nami przeżywa tragedię Pawlina. Tutaj oddział nasz zostaje poważnie wzmocniony przez grupę żołnierzy rozwiązanego oddziału „Spartanina” oraz przez grupę st. sierżanta „Okrzei” z placówki Piaski. Z „Okrzeją” przyszło 26 żołnierzy uzbrojonych, częściowo umundurowanych i już trochę zaznajomionych z partyzantką lub dywersją. Wykaz akcji grupy „Okrzei” przed przyłączeniem do naszego oddziału opisany jest w załączniku podającym stan osobowy tej grupy.

19. 5 maja 1944 r. pchor. Zbigniew Janisławski "Dym" z kilkoma kolegami uprowadził z Liegenschaftu w Woli Żółkiewskiej 10 koni, z których kilka uzupełniło zwiad konny.

20. Prawdopodobnie 20 maja 1944 r. Oddział zatrzymuje się w Starym Lesie koło Lublina , wydzielona grupa około 15 ludzi dowodzonych przez ppor.”Nerwa” po odcięciu telefonu opanowuje teren wyścigów konnych.
w Lublinie. Rozbrajamy policjantów granatowych, zabieramy dwa karabiny, rekwirujemy siodła i konie, które odtąd służą formującemu się zwiadowi konnemu oddziału. Wracamy bez strat własnych.

21. W tym czasie dołącza ppor „ Henryk” z 13 partyzantami.
Grupa ta przyszła z Zamojszczyzny, o jej wcześniejszych walkach podano w załączniku. W czerwcu ppor „Henryk” odszedł ze swoimi ludźmi do OP III / 8.p.p „Jemioła” jako jego uzupełnienie.

22. Prawdopodobnie 24 Maja 1944 r. Podchorąży Osiall Bohdan „Baśka” będąc we wsi „Podole" k. Bełżyc zostaje zaskoczony przez obławę niemiecką. Broni się w prowizorycznym bunkrze i ginie w nierównej walce. Pochowany na cmentarzu w Konopnicy.

23. 26 maja 1944 r. Otrzymujemy alarmującą wiadomość od placówki AK o planowanym odbiciu więźniów, których okupant ma przewozić z Wysokiego do Lublina, jesteśmy wezwani do pomocy w tej akcji. Ppor. „Nerwa” z konnym zwiadem jest poza oddziałem. Całością dowodzi ppor. Mucha”. Natychmiast wyruszamy w szyku bojowym do lasu pod wsią Piotrkówek. Dla rozeznania terenu wychodzi naprzód patrol pod dowództwem st. sierżanta „Okrzei” i podchor. i „Jacyny” do patrolu zabiera zgłaszających się na ochotnika „Almanzor”, „Ewa” i „Tarzan”. W lesie napotykają dużą grupę miejscowych ludzi, różnie uzbrojonych, brak dyscypliny i organizacji. Nawiązujemy kontakt z ich dowódcami, okazuje się, że transport więźniów już przejechał zanim oni zdołali się zebrać. Gdy stoimy na brzegu lasu widzimy, że w zasięgu naszego wzroku Niemcy spokojnie ładują drewno na samochody. Postanawiamy ich zaatakować. Na propozycję „Okrzei” kilku miejscowych z pistoletem maszynowym i karabinami miało niepostrzeżenie zajść od skrzydła i otworzyć ogień pozorując atak. Do ataku wtedy mieli ruszyć pozostali rozmieszczeni na skraju lasu . Po otworzeniu ognia „Jacyna” ze swoim patrolem ruszył do ataku, lecz miejscowi, którzy mieli atakować razem z nimi zalegli i strzelali, nie można ich było poderwać do ataku. Ppor.”Mucha” stojąc z oddziałem kilkadziesiąt metrów i dalej słysząc kanonadę zdaje dowództwo pchor „ Zawichostowi” a sam z 1 drużyną pchor. „Natara” rusza do ataku. Pchor. „Jacyna” ze swoim patrolem jest teraz na prawym skrzydle natarcia. Pchor „Gryf” seriami z rkm bije po samochodach, Niemcy po krótkim oporze poddają się, ginie ich dowódca oficer. W trakcie natarcia wołamy do miejscowych aby przestali strzelać, w momencie poddawania się Niemców podbiegają i miejscowi. Bierzemy do niewoli około 20 żołnierzy niemieckich /część z nich to tzw „Kałmucy” z jakiejś jednostki azjatyckiej/. Jeńcy zostają zabrani przez „Nerwiaków”, część broni przekazujemy miejscowym. Jeńców wieziemy do Krzczonowa, tam dca batalionu AK kapitan „Młot” Konrad Schmeding poleca jeńców zwolnić. Rozebranych do bielizny wypuszczamy ich nad ranem na szosę do Lublina, do zwalnianych jeńców przemawia w języku niemieckim pchor „Jerzy”. Oddział nie poniósł żadnych strat. Podobno miejscowi mieli jakieś straty. Akcja ta została tak szeroko opisana ponieważ po wojnie ukazało się kilka jej sprzecznych wersji w książkach: L.Siemiona „Z lat okupacji hitlerowskiej na Lubelszczyźnie”, W Sulewskiego „Na partyzanckich ścieżkach B.CH.” ,Stanisława Lisika „Czerwone opłotki”. Autorzy tych wspomnień cały ciężar walki i splendor zwycięstwa przypisali miejscowym a rolę naszą ograniczyli do przypadkowej i nic nie znaczącej obecności. Bezpodstawnym jest twierdzenie Lisika, że miejscowi uprzednio zaatakowali transport z więźniami, gdyby istotnie tak było Niemcy nie ładowali by spokojnie drzewa na samochody lecz albo odjechali by albo też brali by udział w tej walce, tymczasem zastaliśmy ich spokojnie ładujących w lesie swoje samochody. Nieprawdziwe jest również twierdzenie Sulewskiego, że „Nerwiacy” na zdobytych samochodach gonili wrogów. L.Siemion powołując się na relację „Jacyny” napisał w swojej książce zupełnie co innego niż usłyszał od niego.

24. 1 czerwca 1944 r. Opanowujemy i ubezpieczamy magazyny zboża kontyngentowego w Wysokiem. Wszystko zboże zostaje zabrane na kilkaset furmanek, które dostarczyły liczne placówki A.K. Ogromny sznur wozów ciągnął się na przestrzeni kilku kilometrów w biały dzień. Akcja została zakończona sprawnie i bez interwencji ze strony okupanta.

25. W kilka dni po tej akcji. Wydzielona grupa kilku partyzantów zabiera z magazynów „Społem” ul. Spółdzielcza czy Krochmalna w Lublinie żywność. Grupa wraca bez strat do oddziału. W grupie tej był „Łowca” i od niego ta relacja.

26. 21 czerwca 1944 r. Wydzielona grupa dowodzona przez ppor „ Muchę” zaatakowała z zasadzki patrol wroga na torach kolejowych koło stacji Dominów. Walkę musiano przerwać i wycofać się, ponieważ nadjechał niemiecki pociąg urlopowy, z którego zaczęto ostrzeliwać partyzantów. W walce poległo 2 Niemców, byli i ranni, zdobyto 2 karabiny. Po naszej stronie jeden lekko ranny w nogę „Nil”.

27. W tym samym czasie. Inna grupa z oddziału zabrała w majątku Dominów Volksdeutschowi karabin i dubeltówkę.

28. Pod koniec czerwca 1944 r. Po mordzie dokonanym przez „Cienia” na oddziale A.K. w inspektoracie Puławy, następuje koncentracja oddziałów A.K. wchodzących w skład 8.p.p. Demonstracyjny przemarsz z okolic Lublina do Józefowa nad Wisłą trwa kilka dni. W czasie marszu spotykamy oddział A.L. „Przepiórka”. Na własną prośbę przechodzą do tego oddziału niemiecki komunista – lekarz Georg Arend, który po ucieczce z Majdanka schronił się u „Nerwy” jak i Rosjanka „Katia”, która uciekła z transportu kolejowego w Lublinie i została przywieziona do naszego oddziału przez pchor. „Lasa”. Przemarsz kończy się odprawą oddziałów i defiladą na rynku w Józefowie. Wracamy przez Urzędów. Na całej trasie serdecznie witani jesteśmy przez mieszkańców okolicznych wsi. Ludzie wiedzą, że dzięki nam ukrócony został bandytyzm, a i okupant nie kwapi się do penetrowania polskiej wsi jak dawniej.

29. W drodze powrotnej z koncentracji. Mamy zaatakować Niemców zgrupowanych przy stacji Leśniczówka. W tym celu na polach wsi Wilkołaz wraz z oddziałem „Jemioła” zajmujemy stanowiska wzdłuż torów kolejowych, by zatrzymać pociąg jadący do Lublina. Pociągiem tym mamy podjechać do stacji Leśniczówka i zaatakować niemiecką załogę stacji. Jednak kontrolny parowóz z załogą niemiecką sprawdzający tory musiał nas rozpoznać mimo nocy, gdyż zostaliśmy z niego ostrzelani. Parowóz po oddaniu strzałów w naszą stronę i po wystrzeleniu rakiety ostrzegawczej wrócił do stacji Leśniczówka nie jadąc w dalszą trasę . W tej sytuacji zaskoczenie nie było już możliwe, wycofaliśmy się do lasu.

30. 19 lipiec 1944 r. Dowódcy oddziałów „Nerwa” i „Jemioła” decydują się wspólnie zaatakować niemiecką załogę majątku Kłodnica. Na tę akcję dawno już mieliśmy ochotę. Jeszcze w marszu na Józefów konny zwiad naszego oddziału wjechał na teren tego majątku a spotkawszy Niemców wycofał się, ale wówczas kapitan „Młot” nie dał zezwolenia na zdobywanie majątku. Opracowano koncepcje podzielenia oddziału na trzy grupy. Grupę szturmową mają stanowić pod dctwem „Nerwy” wszyscy dowódcy drużyn i ich zastępcy oraz pozostali podchorążowie, pozostałych partyzantów podzielono na dwie grupy dowodzone przez ppor.”Muchę” i sierżanta „Okrzeję”. Jak się okazało była to decyzja niefortunna, dowódcy poszczególnych grup zajęli się zadaniami wycinkowymi oraz swoimi własnymi działaniami i zabrakło dowódcy, który by odpowiadał za całość akcji. Podobno taka koncepcja akcji wyszła od kapitana „Młota”. Przed wymarszem ustalono, że front budynku atakuje oddział „Jemioły”, lewy szczyt budynku grupa „Okrzei”, prawy szczyt, od strony zabudowań gospodarczych grupa szturmowa „Nerwy”, tylną część budynku grupa „Muchy”. Tymczasem pierwszy kontakt z nieprzyjacielem nawiązała grupa „Okrzei” zanim jeszcze grupa szturmowa „Nerwy” dobiegła na swoje stanowisko wyjściowe pod budynkiem. Stało się to dlatego , że nieopodal budynku od strony lewego jego szczytu znajdowała się sadzawka, w której kąpało się kilku Niemców, Niemcy widząc wychodzących z parku partyzantów /grupę „Okrzei”/ zaczęli uciekać do budynku dworu. Posypały się strzały, część kąpiących się od razu poległa, ale cześć dobiegła do dworu. W tej sytuacji grupa „Nerwy” dobiegła już do swoich stanowisk wyjściowych pod silnym ogniem nieprzyjaciela dochodzącym z budynku, do tego jeszcze okazało się, że ta strona budynku, którą miała atakować grupa „Nerwy” stanowi ślepą ścianę bez otworów, przesunięto się więc na stanowiska zajęte przez grupę „Muchy”. Od tej strony okna są wysoko zabezpieczone siatkami i workami z piaskiem. Ppor „Nerwa” rzuca granat na werandę oszkloną, /gamon nie granat/, weranda rozlatuje się, ale wewnątrz są dobrze zabezpieczone drzwi wejściowe. Ppor „Mucha” wychyla się z za drzewa aby cisnąć granatem w okno, ale seria z pistoletu zabija go. Z dachu zaczynają lecieć niemieckie granaty, ale celowniczy lkm „Longin” z IV drużyny długimi seriami spędza Niemców z dachu. Co chwila z budynku idą w górę czerwone rakiety, to Niemcy wzywają pomocy z sąsiednich garnizonów. Przez okienka piwniczne słychać płacz kobiet i dzieci i krzyki „nie strzelajcie tu Polacy”, w tej sytuacji byłoby ryzykowne użycie granatnika „Piat” . Okazuje się, że grupa „Okrzei” ma najlepsze dojście do okna od swojej strony, siatka zostaje zerwana, rzut granatem w okno i „Okrzeja” już wskakuje do środka, za nim kilku chłopców, już wrzucają granaty do następnego pokoju. W tym czasie pchor „Gryf” w trakcie przechodzenia przez okno dostaje śmiertelny postrzał w brzuch, koledzy znajdujący się w budynku wynoszą go na zewnątrz. „Okrzeja”, przez okno daje znaki grupie „Nerwy” i „Muchy” aby nie strzelać w jego stronę, jednak pod naporem Niemców z wewnątrz budynku „Okrzeja” osamotniony po wypadku „Gryfa” wycofuje się również na zewnątrz. Akcja się niebezpiecznie przeciąga, więc ppor „Nerwa” z obawy, że lada chwila może nadejść wrogom pomoc daje rozkaz odwrotu . Przez cały ten czas grupa „Jemioły” była pod bardzo silnym obstrzałem z km wroga, który raził z maleńkiego okienka nad drzwiami frontowymi i całkowicie ryglował dostęp do nich. Zabieramy poległego ppor.”Muchę ” i wtedy zostaje ranny pchor. „Jerzy”. Wcześniej pocisk rozrywający prawie odrywa rękę „Kuli”, od odłamków granatów są też ranni „Puma” i „Chan”. Złożony na wozie „Gryf” kona na naszych oczach z okrzykiem „Panie poruczniku, Jeszcze Polska nie zginęła”. Brak dowódców w drużynach teraz też daje się we znaki, nikt przy odwrocie nie sprawdza stanów i tak zostaje na polu walki poległy wcześniej „Śmiały” i jeszcze 2 partyzantów od „Jemioły”. Potwornie zmęczeni, głodni, wycofujemy się przez wieś, nieprzyjaciel nas nie ściga, ludzie miejscowi częstują nas po drodze chlebem i mlekiem. Pod lasem sanitariuszka udziela rannym pierwszej pomocy. Następnie zostają umieszczeni w szpitalu w Bychawie u doktora Tadeusza Zajączkowskiego. Nad bezpieczeństwem rannych czuwa dyskretnie kilku partyzantów dowodzonych przez „Toma”. Z majątku zabraliśmy stado krów, które następnie rozdano rolnikom. Ci koledzy, którzy byli w budynku zdobyli pistolet maszynowy. Podobno Niemcy zaraz się wynieśli z majątku a oczekiwana ich pomoc nie nadeszła, front był już za blisko i Niemcy zaabsorbowani byli jego bliskością. Ppor „Mucha” i pchor „Gryf” z honorami wojskowymi zostali pochowani w Bychawie.

31. 24 lipiec 1944 r. Koncentracja oddziałów wchodzących w skład 8.p.p.A.K. Tworzymy duży czworobok, nad naszymi zwiadowcami konnymi powiewa na lancy ułańskiej proporczyk naszego oddziału. Całością dowodzi dowódca zgrupowania 8p.p. kapitan ”Młot”. Odbiera meldunki z poszczególnych oddziałów następnie przemawia: „Żołnierze nadeszła chwila oczekiwana, powszechnego powstania, zwanego akcja „Burza”. Oddziały wasze zostają przemianowane na kompanie kadrowe 8.p.p.A.K. wszystkich funkcyjnych awansuję o jeden stopień. Ruszamy teraz do walki o wyzwolenie Lublina. „Wielu ma łzy w oczach”. Śpiewamy „Jeszcze Polska nie zginęła” i„Rotę”. W wojskowym szyku kompanie rozchodzą się, by rozpocząć wykonywanie powierzonych im zadań. „Nerwa” ze zwiadem konnym jedzie na rozeznanie terenu. We wsi Duża Wola niespodziewanie natykają się na dużą grupę frontowych żołnierzy niemieckich odpoczywających. „Nerwa” wzywa ich do poddania, w czasie rozmowy jeden z Niemców otwiera ogień z km, „Marynarz” celnym strzałem wyłącza go z walki. Ginie jednak „Blask” a „Kmicic” jest ranny. Rozpoczyna się strzelanina, zwiadowcy zabierają zdobytą broń i swoich kolegów i wycofują się. Tragicznym zbiegiem okoliczności listę poległych naszego oddziału rozpoczyna „Wójt” Bohdan Wójcicki a kończy jego brat „Blask” Mirosław Wójcicki / pochowany w Bychawie / a najmłodszy z nich Zbigniew Wójcicki „Kula” stracił rękę w Kłodnicy . Pochodzili z Łęcznej, gdzie rodzice ich byli nauczycielami . W czasie gdy konny zwiad toczył walkę w Dużej Woli inna grupa z kapralem „Frankiem” przebywająca w Bychawie, gdzie przygotowywano prowiant dla oddziału, bierze udział w walce jaką stoczył tam oddział ppor „Szarugi” z wycofującym się wrogiem. Grupa wróciła bez strat własnych. Tymczasem II kompania dowodzona pod nieobecność „Nerwy” przez „Okrzeję” rozpoczyna marsz na Lublin. Kompanię ubezpiecza od frontu i boków służbowy pluton pchor. „Jacyny”. Na trasie marszu napotykamy na pierwszych konnych żołnierzy radzieckich. Spotkanie jest serdeczne, rozchodzimy się w zgodzie każdy do swoich zadań. Dochodzimy do wsi Polanówka, przy drodze okopane działa, dużo wojska radzieckiego. Marsz nasz zostaje zatrzymany. Stoimy tak kilka godzin, nie wiedząc dlaczego zostaliśmy przez sowietów zatrzymani. Wraca „Nerwa” ze zwiadem konnym. Dostajemy polecenie zajęcia kwater na wsi. Partyzantów zbiera się coraz więcej, są różne kompanie, wieś jest nieduża, śpimy pod gołym niebem, bo noc jest ciepła. Następnego dnia po śniadaniu wzywają nas wszystkich na pastwiskowy ugór, siadamy tworząc duży krąg, do kręgu wchodzi oficer radziecki w randze pułkownika, przemawia do nas po rosyjsku, tłumaczy ppor „Jemioła”. Z przemówienia dowiadujemy się, że Niemcy się cofają, Czerwona Armia wyzwala nasze tereny wspólnie z Ludowym Wojskiem Polskim, które powstało w ZSSR .Mamy złożyć broń i pod eskortą żołnierzy radzieckich pomaszerować do tego wojska, prawdopodobnie do Chełma. Jak ma wyglądać ten marsz nie wiemy, ale z komunikatów radia zagranicznego wiemy jaki los spotkał dywizję A.K., która brała udział w walkach o wyzwolenie Wilna. Po walkach zostali załadowani do pociągów i wywiezieni, oczywiście bez broni, w nieznane. Dowódca kompani zbiera nas i mówi, że w tych warunkach kompania zostaje rozwiązana i każdy z nas ma wolną rękę w działaniu. Zdajemy sobie sprawę, że nikt z przemawiających nie mógł i nie miał prawa zwolnić nas z przysięgi, która składaliśmy jeszcze w konspiracji.Dopiero 19.1.1945r. Komendant Główny A.K. gen „Niedźwiadek ” Leopold Okulicki wydał swój ostatni rozkaz, w którym czytamy między innymi: „aby wam ułatwić dalszą pracę, z upoważnienia Pana Prezydenta R.P. zwalniam was z przysięgi i rozwiązuję szeregi Armii Krajowej”.
Jak wiadomo z dziejów ojczystych, żołnierz polski, gdy musiał składać broń, starał się by nie nadawała się do użytku. Partyzant nie postąpił inaczej, gdyż żegnał zdobyczny pistolet czy karabin.
Nadszedł dzień wymarszu w nieznane, pod zbrojną strażą żołnierzy radzieckich. Pierwsza grupa, żegnana serdecznie przez kolegów, poprowadzona została w kierunku na Lublin. Druga grupa, w tym większość żołnierzy naszej kompanii, pomaszerowała do Chełma. Ten dziwny marsz trwał kilka dni, ilość konwojowanych stopniowo malała, konwojenci na to nie reagowali. Do Chełma doszło zaledwie kilku ludzi z naszej kompanii ale i ci za radą żołnierzy LWP stacjonujących w koszarach w Chełmie, szybko ulotnili się, mówiło się już bowiem całkiem głośno o tragicznych losach rozbrojonych żołnierzy AK aresztowanych i deportowanych. Tak więc i ci ostatni optymiści, którzy doszli z konwojem do Chełma, wracali na własną rękę do Lublina. Spotkaliśmy się w Lublinie, do którego wracaliśmy nie jak uczestnicy zwycięstwa lecz jak cienie przemykające się w ciemności do domów. Wybuchło Powstanie w Warszawie, szybko można się było zorientować, że to następny akt tragedii. Gen „Bór” wzywał wszystkich żołnierzy AK by szli na pomoc Stolicy. Zebraliśmy się na placu przy ulicy Narutowicza w Lublinie,
w miejscu gdzie obecnie jest hotel Viktoria, po drugiej stronie ulicy znajdowało się wówczas RKU Lublin – Powiat. Dowódca Okręgu A.K gen „Marcin” pertraktuje, by nam pozwolono iść z pomocą walczącej Warszawie. Długo czekamy, wreszcie ktoś z dowództwa Okręgu przychodzi do nas i mówi: ”Panowie, proszę się rozejść, pan generał „Marcin” został aresztowany”. Rozpoczęły się aresztowania rewizje domowe i „kotły”. Zamek lubelski, jeszcze pamiętający świeżą krew ofiar hitlerowskich, zapełnia się od nowa. Są pierwsi rozstrzelani, jest wśród nich dowódca 8.p.p.A.K. kapitan „Młot” Konrad Schmeding / grudzień 1944 r. / . Z II kompanii 8 pułku, według niepełnych danych, zesłano na wschód 5 osób, w tym jedna osoba zmarła na zesłaniu, a jedna zaraz po powrocie do kraju. Aresztowanych było przeszło 30 osób. Z wojska aresztowano 6 osób. Ci którzy potrafili ukryć swoją przeszłość akowską i nie zostali rozszyfrowani, przetrwali ten ciężki okres w spokoju. Ostatecznie po wielu latach, kto dożył doczekał się uznania w kraju AK za organizację kombatancką, której wkład w zwycięstwo nad Niemcami był znaczący. Wielu z nas już tej satysfakcji nie doczekało.

Kołysanka