Folder



Galeria


Zachowało się niewiele zdjęć oddziału "Spartanina",  dlatego należą się specjalne podziękowania dla  Pana Janusza Sowy, syna dowódcy oddziału  za udostępnienie fotografii. Większość zdjęć  nigdy nie była publikowana. 


Galeria 1                      Galeria 2

"Partyzanckie noce" - Wspomnienia Jan Onoszko "Jacyna"

Jan Onoszko
Pseud. „Jacyna „
III drużyna II/b pp AK




Partyzanckie noce

Gdy słońce chowało się za horyzontem a ziemię pokrywał zmrok, budziła się noc partyzancka. W pozornie cichej wsi zaczynał się ożywiony ruch. Z chat wychodzili ludzie z bronią i ekwipunkiem wojskowym. Na wiejski gościniec wyjeżdżały, zależnie od pory roku, sanie lub wozy. Po krótkiej zbiórce poszczególne drużyny rozchodziły się do swoich wozów. To lotny oddział partyzancki AK „Nerwa” szykował się do zmiany miejsca postoju. Warunki bezpieczeństwa żołnierzy, jak i miejscowej ludności, wymagały aby w terenie mało zalesionym jakim była Lubelszczyzna zmiany miejsca postoju odbywały się prawie codziennie.
Na czoło kolumny wozów wysuwała się drużyna służbowa, do której należało ubezpieczanie przednie oddziału. Bez względu na pogodę - czy w śnieżną zamieć, czy w mroźną noc księżycową, czy też w wiosenna deszczowe roztopy, gdy koła wozów i buty zapadały się głęboko w błotnistym gościńcu - partyzanci cicho opuszczali wieś i znikali w zmroku.
Jechaliśmy w absolutnej ciemności, papierosa można było zapalić tylko na wyraźną komendę i to w rękawie. Czasem błysnęła przyćmiona latarka potrzebna do sprawdzenia na mapie kierunku marszu.
Mimo, że od tamtych czasów upłynęło wiele lat i skronie pokryła siwizna, wracam myślą do tych nocy partyzanckich, z których kilka szczególnie utkwiło mi w pamięci.

1. Pierwsza noc

Wreszcie jest, oczekiwany niecierpliwie od kilku dni, kontakt na oddział partyzancki. „Zawichost” ma przyjść wieczorem z łącznikiem do mieszkania siostry „Natara” i stamtąd mamy odmaszerować. O umówionej godzinie przychodzą obaj. Łącznikiem jest pchor. „Tur” - w krótkim kożuszku, oczywiście w oficerkach. Krótkie powitanie i odmarsz. W przedpokoju „Tur” pyta mnie: Macie broń ? Odpowiadam; Nie - macie tu rewolwer, ale ostrożnie bo bez zabezpieczania i podaje mi potężnego „Colta”, którego w półmroku zatykam za pas. Na placu Bychawskim dochodzą pozostali koledzy. Żegnamy się z „Zawichostem”, który ma dołączyć w najbliższych dniach i maszerujemy ulicą Bychawską aż za kościółek. Koniec miasta, wśród ostatnich zabudowań stoją ukryte sanie a przy nich kilku ludzi. „Tur” składa meldunek mężczyźnie w długim baranim kożuchu, to dowódca oddziału ppor.  „Nerwa” witamy się i przedstawiamy. Pada komenda siadać na sanie i odjazd. Skręcamy w gościniec /obecnie ul. Zemborzycka/ i mkniemy po śniegu do lasu Dąbrowa. Pięknie wygląda las w zimowym śnie przy bezchmurnym niebie. Kolega powożący opowiada nam o niedawnej przygodzie jaka spotkała ich w tym lesie. "Jedziemy przez las jak teraz, nagle z przeciwka widać jakieś cienie. Wołamy; Stój - kto jedzie  słychać odpowiedź - polscy partyzanci. Więc my prosimy by jeden od nich i od nas   spotkali się dla rozpoznania. Zaległa cisza, która zaczęła przedłużać się niebezpiecznie. Zniecierpliwieni podchodzimy ostrożnie do widocznych z dała sań. Ludzi ani śladu, na saniach różna garderoba i połowa świni. Po prostu bandyci wracali z napadu i gdy zorientowali się z kim mają do czynienia – uciekli. Dobrze wiedzieli, że gdy wpadną w nasze ręce, to za rozbój czeka ich śmierć. Zabraliśmy sanie i w najbliższej wsi przekazaliśmy sołtysowi
zrabowany dobytek." Nasza podróż minęła bez niespodzianek. Dotarliśmy do oddziału, którym dowodził w zastępstwie „Nerwy” zca dcy oddziału pchor. „Sęk”  w tym dniu; wraz ze mną dołączyli do oddziała podchorążowie: „Hak”", „Natar”, „Nałęcz” „Rap”i „Wójt” wtedy też utworzona została III-cia drużyna, do której weszliśmy ja i „Hak”. Ponieważ nie było na razie dla nas żadnej funkcji z chęcią podjęliśmy zwykłą służbę żołnierską pierwszym moim wyposażeniem bojowym był dany mi jeszcze w Lublinie „Colt” kaliber 11 mm, oraz niemiecki granat „tłuczek”. Tak minęła moja pierwsza noc w oddziale

2.  Łaźnia
Warunki higieny osobistej w zimie były okropne. Nieraz przychodziło nam kwaterować w małych ciemnych izbach i spać pokotem na klepisku na rozwożonej słomie niezależnie od tego czy buty mieliśmy przemoknięte czy suche zdjąć je można było jedynie na rozkaz i na stosunkowo krótką część nocy poranna toaleta w zimie Była z konieczności również bardzo powierzchowna. W tej sytuacji dowódca postanowił udostępnić nam na jedną noc łaźnię miejską w Bychawie.
W cichą i bardzo mroźną noc podjechaliśmy saniami pod budynek łaźni. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Połowa oddziału kąpała się druga połowa na zewnątrz czuwała i na zmianę W łaźni było gorąco, przy skąpym świetle lampy naftowej chłopcy rozkoszowali się kąpielą. Nastąpiła zmiana, rozgrzani kąpielą objęli posterunki na zewnątrz. Gdy wszyscy już byli gotowi padła komenda na sanie.    Po kilku, minutach jazdy ostygliśmy po kąpieli i zaczęło nas przenikać straszne zimno. Początkowo nieśmiało, później coraz głośniej zaczęliśmy wołać: Panie poruczniku zimno. Padła komenda: z sań, biegiem marsz, padnij, biegiem i znów padnij i tak przez kilkanaście minut padaliśmy w śnieg i biegliśmy dalej, przeklinając tę całą kąpiel. Aż do samych kwater już nie jechaliśmy lecz szliśmy piechotą. Uratowaliśmy się wprawdzie przed zapaleniem płuc, ale dobrnęliśmy na miejsce postoju tak samo brudni i spoceni jak przed kąpielą.

3.Nocny alarm
Maszerujemy w odwilżową noc lutową wozy zapadają się w rozmokłych błotnistych koleinach. Coraz musimy schodzić z wozów i pomagać koniom wyciągać je z błota, buty oblepia mokra maź. Wreszcie padając ze zmęczenia dochodzimy do wsi gdzie mamy kwaterować. Dowódca wyznacza kwatery. Stukaniem w okna budzimy domowników. Gospodarz przynosi ze stodoły snopki słomy. Szykujemy na podłodze posłanie, areszcie kładziemy się spać. Wolno zdjąć buty, jeszcze tylko niektórzy wpychają do butów słomę, aby choć trochę wyciągnąć z nich wilgoć. Zaczynamy już drzemać nagle w drzwiach staje wartownik i woła; alarm - wychodzić z bronią ,  niezdarnie mocujemy się z mokrymi butami i nakładamy płaszcze. Znów z trzaskiem otwierają się drzwi, widać na koniu ppor. „Nerwę”, który beszta nas, że dotąd jesteśmy w chałupie a tu miejscowi gospodarze już walczą z Niemcami. To nam dodaje bodźca, -wypadamy z chaty, zajmujemy wskazane stanowiska. - wokół cisza nocna. Nie słychać żadnych strzałów. Gdzieś samotnie poszczekuje pies. Ki diabeł ? — okazało się, że to był próbny alarm. Rozchodzimy się na kwatery. Teraz już wreszcie można spać.

 4. Spotkanie z Werszyhorą
W drugiej połowie lutego odbijamy się na krótko od swoich, stron i zapędzamy się w okolice Batorza w powiecie janowskim. Jedziemy szybko po śniegu, gdy nagle zostajemy zatrzymani przez patrol konnych zwiadowców radzieckich. Dowódca nasz udaje się na rozmowę, my zaciekawieni podjeżdżamy bliżej
widocznej z dala kolumny.. Koło nas przechodzi jakaś duża armia. Mimo iż wielu żołnierzy jest umundurowanych widzimy, że nie jest to regularne wojsko. Obok oddziałów całkowicie umundurowanych widzimy półcywilnych jeźdźców jadących na oklep, wielu zamiast siodeł ma poduszki przywiązane do grzbietów końskich, wszyscy jednak są doskonale uzbrojeni, co budzi naszą zazdrość. Jadą taczanki z bronią maszynową, jadą nawet małe działka polowe. Na wozach dużo rannych. Mijając nas pytają z jakiego wy pułku? odpowiadamy  partyzanci z Armii Krajowej. Niektórzy zatrzymują się, zaczynają się rozmowy. Jak zwykle w takich spotkaniach rozpoczyna się handel wymienny; Przedmiotem, naszych zabiegów jest głównie broń i amunicja, ale zamieniamy się nawet drobiazgami na pamiątkę. Wraca ppor. „Nerwa mówi”- że jest to duże zgrupowanie partyzantów radzieckich dowodzone przez pułkownika Werszyhorę. zgrupowanie jest cały czas w kontakcie bojowym z Niemcami, którzy idą w ślad za nimi. Po wymianie haseł i informacji o kierunkach marszu rozjeżdżamy się w swoje strony. .Na pamiątkę spotkania „Nerwa” dostaje od dowództwa zgrupowania pepeszę. Nad ranem, gdy zajmowaliśmy nowe kwatery, koło nas jeszcze przejeżdżały konne patrole zwiadowców.

5 Niespodzianka
Z rozkazu dowódcy wziąłem kilku ludzi ze swojej drużyny i udałem się furmanką do dcy naszego zgrupowania kapitana „Młota” z jakimiś ważnymi papierami po wykonaniu rozkazu miałem dołączyć do oddziału już na nowym miejscu postoju. Był piękny wiosenny wieczór gdy wracałem z powrotem W takie piękne wieczory siadywaliśmy zawsze w gronie rodzinnym na ławeczce przed naszym domem na ul. Przemysłowej w Lublinie i rozkoszowaliśmy się zapachem rozkwitających drzew owocowych. Poczułem nagle potrzebę porozmawiania z kimś o domu i bliskich przejeżdżaliśmy właśnie przez wieś, w której mieszkała Marysia: siostra naszego kolegi pchor. „Jana”. W mieszkania jej był nasz-punkt kontaktowy na Lublin. Zbliżała się już północ, kiedy trochę zażenowany zapukałem do jej drzwi. Jakie było moje zdumienie i radość, gdy obok otwierającej mi drzwi Marysi ujrzałem moją Mamę i Siostrę Irenę. Drobna i mała postać Mamy utonęła w objęciach rosłego i mocno zbudowanego partyzanta oglądały mnie obie z ciekawością i podziwem. Za namową Marysi wyruszyły z Lublina by zobaczyć kawałek „wolnej Polski”, no i proszę  trafiły od  razu na umundurowanego i uzbrojonego partyzanta i do tego własnego syna i brata. Na ludziach przybyłych prosto z okupowanego miasta widok taki zawsze robił olbrzymie wrażenie. A prezentowałem się wtedy całkiem nieźle na głowie polska czapka polowa z orzełkiem, bluza mundurowa niemiecka, spodnie bryczesy no i marzenie każdego młodzieńca buty oficerki /w warunkach partyzanckich zresztą niezbyt praktyczne/ przez ramię miałem przewieszony niemiecki pistolet maszynowy, za pasem kabura z „parabelką” zdobytą przeze mnie na ulicy w Lublinie i angielskie granaty.
Czas uciekał, obowiązek wzywał do oddziału. Chłopcy przygotowali dla naszych gości wygodne siedzenie na wozie i pomknęliśmy co koń wyskoczy na nasze miejsce postoju. Po złożeniu meldunku o wykonaniu rozkazu i powiadomieniu dowódcy że przywiozłem gości, mogłem wreszcie nacieszyć się nimi na kwaterze. Mama i Irena były z nami do popołudnia. Jadły partyzancki obiad, widziały nasze codzienne życie, oddychały tak jak my wolnością. Ta wizyta w wolnym partyzanckim kraju dodała im sił na dalsze długie miesiące niewoli.

6. Letnie noce
Zimowe długie noce były już za nami. Za nami już chłody, mrozy i roztopy, za nami ciągle mokre buty, które nie miały czasu wyschnąć. Nie nocowaliśmy już w dusznych izbach ale w otwartych stodołach, w brogach na sianie a nieraz nawet na dworze. Nieraz, służbowy musiał się dobrze naszukać aby znaleźć swego następcę na wartę.
W oddziale były cztery drużyny, a więc co czwartą noc każda z nich pełniła służbę. Zadaniem służbowej drużyny było przyjęcie na siebie pierwszego uderzenia nieprzyjaciela w czasie spoczynku oddziału. Zazwyczaj połowa stanu drużyny służbowej z jej dowódcą lub zastępcą dowódcy czuwała przez pół nocy /jeśli odpoczynek przypadał właśnie na noc/, druga połowa natomiast drzemała w pełnym rynsztunku z bronią przy boku. W połowie nocy następowała zmiana grup. Właśnie byliśmy drużyną służbową. Ja ze swoją grupą rozpocząłem czuwanie na drugiej zmianie. Słońce miało niedługo wzejść zza horyzontu. Chłopcy byli jeszcze rozespani, leniwi. Zarządziłem zbiórkę, i udaliśmy się na obchód uśpionej jeszcze wsi. Ten marsz, oraz poranny- chłód orzeźwił nas, resztki snu prysnęły, wracaliśmy weseli na kwatery. Koledzy z poprzedniej zmiany spali twardo, dwóch z nich ulokowało się na jednym  z naszych wozów stojącym na podwórzu pod płotem. Na kołkach płotu wisiały do góry dnem żelazne garnki naszej gospodyni. Widok okopconych sadzą garnków skorcił nas do spłatania śpiącym figla. Posmarowaliśmy im sadzą twarze na czarno. Byli zmęczeni, spali twardo, obudzić ich mógł tylko głośny rozkaz padła komenda: pobudka - wstawać i  obydwaj poderwali się gwałtownie i popatrzywszy na siebie zaczęli się nawzajem z siebie śmiać. Dopiero przyniesione lusterko wyjaśniło im, że obaj wyglądali jednakowo.
Pamiętam jedną letnią noc, podczas której zmarzłem nie mniej jak nieraz w zimie. Otrzymaliśmy od kapitana „Młota” rozkaz wspólnie z oddziałem ppor. „Jemioły” zdobyć niemieckie umocnienia na stacji kolejowej Leśniczówka.. W tym celu mieliśmy na polach koło wsi Wilkołaz zatrzymać pociąg, wejść do niego a w Leśniczówce wysiąść i przystąpić do wykonania zadania. Wyruszyliśmy w gorące letnie popołudnie. Zdecydowałem się zostawić na wozie moją bluzę mundurową, gdyż wydawało mi się, że w marszu będzie mi za gorące. Zostałem tylko w samej koszuli ze spadochronu, którego kawałki dostaliśmy od chłopców z oddziału „Pająka”. Ponieważ panowało ogólne przekonanie że w nylonowych koszulach nie trzymają się wszy, dziewczęta wiejskie na naszą prośbę uszyły nam z tej tkaniny koszule. W ubezpieczonym szyku doszliśmy do celu gdy słońce już zachodziło, ostrożnie zajęliśmy stanowiska wzdłuż toru w pobliżu wsi Wilkołaz.. Leżę w kartoflisku, ale czuję, że chłód wieczoru „liże mnie” po plecach. Wygrzebuję sobie rowek w miękkiej ziemi i usiłuję się w nim ukryć, ale to nic nie pomaga. Robi się coraz chłodniej a czas wlecze się strasznie wolno. Wreszcie nikły błysk latarki daje nam znak o zbliżaniu się pociągu. W ciszy nocnej słychać sapanie lokomotywy. Ale co to ? Parowóz sunie powoli pchając przed sobą dwie platformy załadowane piaskiem, za parowozem   na wagonie osłoniętym workami z piaskiem widać lufy karabinów maszynowych. To nie normalny pociąg lecz wzmocniona grupa ochrony kolei. coś ich zaniepokoiło, nie dojeżdżając do nas wystrzeliwują rakietę i wycofują się z powrotem w kierunku stacji.
Wilkołaz skąd przyjechali. „Nerwa” zarządza zbiórkę oddziała i odmarsz do pobliskiego lasu. Dzisiaj już z akcji nic nie będzie, wróg nie da się zaskoczyć. Powoli rozgrzewam się w marszu może nie zachoruję po tym przemarznięciu.

Akcje zbrojne "Spartanina"

AKCJE ZBROJNE  I SABOTAŻOWO-DYWERSYJNE
(Potwierdzone przez dokumenty)

1943r.

3 sierpnia - W pobliżu miejscowości Tuszówek, gm. Piotrowice, doszło
do starcia oddziału partyzanckiego „Spartanina” z oddziałem nie­mieckiej żandarmerii i policji. W starciu miało zginąć 2 partyzantów. Wg niemieckiego meldunku żandarmeria zdobyła: 5 rowerów, 5 wozów konnych, 11 koni, 3 siodła, 1 rkm, 1 kb, 20 granatów, 1 bagnet, 23 zapalniki do min i 39 sztuk amunicji różnej.
4 sierpnia - Oddział „Spartanina" odskakując spod Tuszówka, gdzie
starł się z żandarmerią, został ponownie zaatakowany w Jabłonnie, gm. Piotrowice, tym razem przez pododdział żandarmerii z posterun­ku Lublin, wzmocniony kilkoma funkcjonariuszami Schutzpolizei. Wg meldunku niemieckiego zginąć miało kilku partyzantów, a policja „zdoby­ła" broń i żywność. Informacji tej nie potwierdza żaden znany dokument polski, jak również relacje.

6 sierpnia  - Po starciach pod Tuszówkiem i Jabłonną oddział „Spartani­na”dotarł do lasu Dąbrowa pod Lublinem, gdzie wyznaczone było miejsce połączenia się z grupą partyzancką z rejonu Motycz pod dowództwem „Nerwy” (Wojciech Rokicki). Podczas koncentracji straże oddziału ostrzelały ochronę ćwiczącego na strzelnicy w pobli­żu Cmiłowa oddziału Wehrmachtu (2 Niemców było rannych). Spowodowało to natychmiastowy alarm niemieckiego oddziału, któ­ry błyskawicznie został wzmocniony przybyłą z Lublina kompanią Truppenpolizei oraz szwadronem policji konnej. Siły te uderzyły na partyzantów, którzy ostrzeliwując się, wycofali się skrajem lasu na Jabłonnę, a stąd, pod osłoną ciemności, przeszli przez lukę w nie­mieckiej blokadzie na Bychawę. W starciu ranę odniósł „Poker" (Tadeusz Stępień), który także utracił karabin, i prawdopodobnie partyzant o nazwisku Rybka.

17 sierpnia- Oddział partyzancki „Spartanina” dokonał akcji na stację kolejową Minkowice na linii Lublin-Chełm oraz zlokalizowaną na jej terenie placówkę służby budowlanej (nr 7/401). Po opanowaniu obozu i ucieczce jego ochrony (jeden Niemiec został złapany i upro­wadzony) partyzanci zarekwirowali koce i żywność, a na stacji - pieniądze z kasy kolejowej. Część junaków, zatrudnionych przy pracach kolejowych, wykorzystała okazję i zbiegła ze służby w Baudienście.

2 września - Oddział partyzancki „Spartanina” starł się w Nasutowie, powiat lubartowski, z pododdziałem Sonderkommando „Wiesel”, pełniącym służbę przy ochronie zbiorów. Bliższe okoliczności tego zdarzenia przedstawiały się następująco: Oddział „Spartanina" stacjonował w lasach kozłowieckich. Wieczorem 2 września dowódca wyznaczył 13-osobową grupę partyzantów, z którą udał się do Nasutowa w celu zaopatrzenia oddziału w żywność. Po rozbiciu sklepu spółdzielczego zarekwirowano potrzebne towary, wystawiono warty i udano się do miejscowej szkoły na kolację. Na wystawioną wartę najechała furmanka z 7 żandarmami, która została ostrzelana. Zaalarmowani tym pozostali żołnierze oddziału, po zajęciu stanowisk stoczyli z Niemcami 2-godzinną walkę, zabijając 2 i raniąc 2 innych żandarmów. Zdobyto 1 karabin maszynowy, 1 pistolet maszynowy oraz 1 sztukę broni krótkiej. W starciu polegli: Rosjanin, st. lejtn. „Niedźwiedź" (NN) i żołnierz o pseudonimie „Cięciwa" CNN). W odwet na miejsce starcia przybyła jeszcze tego samego dnia policja niemiecka z Lublina i Lubartowa, która rozstrzelała w Nasutowie 18 osób cywilnych, a 24 - aresztowała.

3 października - Koło Krzczonowa doszło do starcia oddziału „Spartanina" z niemieckim pododdziałem ochrony zbiorów. Bliższe okoliczności i przebieg starcia nie są ustalone. Wiadomo jednak, że niemieckie uderzenie doprowadziło do rozproszenia się oddziału. Jedna z jego grup, pod dowództwem „Janoty" (Stefan Jankowski), wycofała się w rejon lasu Dąbrowa, gdzie natknęła się na obsługę niemieckiego posterunku przeciwlotniczego i stoczyła z nią potyczkę. Wskutek zajścia pod Krzczonowem oddział „Spartanina" na kilka tygodni przestał istnieć.

1944r.

8 lutego - Wydzielona grupa z oddziału „Spartanina" po zablokowaniu ogniem posterunku policji polskiej w Bychawie rozbiła areszt gminny i uwolniła przetrzymywane tam osoby - 3 członków BCh.
 24  lipiec -  Oddział dyspozycyjny komendy obwodu Lublin-powiat „Sarmaty", działając w składzie zgrupowania partyzantów AK, BCh i AL, wziął udział w akcji zaczepnej przeciwko niemieckim oddziałom 17 Dywizji SS w sile około 250 ludzi. Akcję przeprowadzono na południowy zachód od wsi Żuków. Oddziały partyzanckie po 4-godzinnej walce, z chwilą wejścia do akcji większych sił niemieckich, zmuszone zostały do wycofania się. Ze strony AK, oprócz oddziału „Sarmaty", w akcji uczestniczył oddział terytorialny pod dowództwem „Naszego" (Józef Moskała) oraz część oddziału łączności „Pająk". Całością sił zgrupowania partyzanckiego dowodził kpt. „Jar" (Stanisław Piotrowski). Niemcy ponieśli znaczne straty, szacowane na kilkudziesięciu zabitych i rannych, natomiast partyzanci mieli 7 zabitych i 16 rannych.

Stan osobowy przed przekazanie paryzantów do inych oddziałów na dzień 2 maja 1944


W załączniku do powyższego meldunku „Jar” podaje pełny stan osobowy oddziału, stwierdzony w dniach 2 i 3 maja 1944 roku, z krótką charakterystyką przyczyn pobytu w oddziale poszczególnych partyzantów:

1.         ppor. „Sarmata”, „Spartanin” - Tadeusz Sowa - spalony od 1940 cc ku, aresztowani       członkowie rodziny, bez dowodu.
2.         ppor. „Janota” - Stefan Jankowski - spalony od 1941 roku, poszukiwany na terenie Lublina i Warszawy.
3.         kpr. pchor. „Dziryt” - Konstanty Rostworowski - urlop bezterminowy"
4.         kpr.pchor. „Szakal” - zwolniony z oddziału.
5.         kpr. „Organ” - urlop bezterminowy..             ...   .
6.         płut. „Pelikan” - spalony od 1943 roku na terenie Lubelszczyzny.
7.         kpr. „Rab” - spalony.
8.         plut. "Sułtan" - nie poszukiwany, lecz spalony na- terenie Lubelszczyzny.
9.         Sanit. „Kropka” - Zofia Mioduszewska" - poszukiwana na terenie Lublina, śledzona jako kurierka Sił Zbrojnych od wiosny.
10.       sanit. „Lidia” - Anna Miszczuk - ścigana od 1944 roku, aresztowani członkowie rodziny.
11.       ppor.  „Michał” - Rosjanin przekazany partyzantce sowieckiej.
12.       szer. „Cezar” - Roman Cenzartowicz - poszukiwany.
13.       szer. „Cwaniak” - urlop bezterminowy.
14.       szer. „Fryc” - poszukiwany, odbity z więzienia.
15.       szer.  „Gołąb” - poszukiwany za broń /NSZ/.
16.       szer.  „Grom” - poszukiwany na terenie Bychawy /junak/.
17.       szer. „Huragan” - urlop bezterminowy.   
18.       szer.  „Jurand” - nie spalony, ma możność zameldowania się.
19.     szer.  „Kędziorek” - Albin Kostrzewski - poszukiwany od października 1943 roku /NSZ/ za przenoszenie broni.
20.       szer.  „Klarnet” - poszukiwany.
21.     szer.  „Klon” - Stanisław Kostrzewa, syn Franciszka i Kazimiery,   urodzony 13.07.1919     w   Bychawie
22.       szer.  „Kokoszka” - spalony, członek organizacji.
23.       szer.   „Kometa” - poszukiwany.
24.       szer. „Konar” - poszukiwany.
25.       szer. „Konny” -Seweryn Kryska - spalony od 1943 roku /wiosna/.
26.     szer. „Korzeń” - Kazimierz Kostrzewski - spalony w Lublinie za uchylanie się od robót, urlop bezterminowy.
27.       Szer. „Kruk” - spalony.
28.       szer. „Kruszyna” - poszukiwany.
29.       szer.  „Longin” - Longin Wawruszak - poszukiwany za ucieczkę z Baudienst.
30.       szer. „Lont” - poszukiwany jako junak.
31.       szer. „Majcher” - ?
32.       szer. „Malarz” - urlop bezterminowy.
33.       szer.  "Mściwoj" - Edward Zapolski-Kusy - poszukiwany na terenie     Lubelszczyzny.
34.       szer. „Nagan” - urlop bezterminowy.
35.       szer. „Neron” - Zbigniew Nagalski - uciekł z Niemiec, poszukiwany przez żandarmerię.
36.       szer. „Olza” - poszedł z oddziałem lotnym „Znicza”, uciekł z  pracy z firmy niemieckiej.
37.       szer. „Osa” - poszukiwany jako junak.
38.       szer. „Płomień” - poszukiwany
39.       szer. „Puchacz” - poszukiwany, zbiegł z robót z Niemiec.
40.       szer. „Roma” - wrócił do domu.
41.       szer. „Róg” - poszukiwany.
42.       szer. „Ryś” - Ryszard Wnuk   - poszukiwany za udział w konspiracji
43.       szer. „Sak” - poszukiwany za udział w konspiracji od 1942 roku.
44.       szer.  „Samson” - Piotr Kwapisiewicz - spalony i poszukiwany,
w związku z wpadką zapalników, od lutego 1944 roku, na terenie Lublina.
45.       szer. „Sarna” - poszukiwany w drodze karnej.
46.       szer. „Skała” - Józef Miazek - poszukiwany jako junak i za
ucieczkę z Niemiec.
 47.      szer.„Sten” - wysiedlony i poszukiwany.
48.       szer.„Sygnet” - poszukiwany za przenoszenie broni od 1940 roku
49.       szer.„Tom” - Czesław Linkowski - spalony i poszukiwany.
50.       szer.„Tygrys” - Zbysław Gospodarek - poszukiwany jako junak.
51.       szer.„Werbel” - spalony.
52.       szer.„Zawilec”- Kuna   poszukiwany.
53.       szer.„Zef” - uciekł przed służbą w S.D. /syn mieszanego małżeństwa/ .
54.       szer.„Zenon” - spalony, wiedzą, że był w bandzie.
55.       szer.„Zet” - spalony w Mińska Maz. i Lublinie, poszukiwany za działalność dywersyjną.
56.       szer.„Żak” - poszukiwany jako junak.
57.       szer.„Żyła”- uciekł z Baudienstu.
58.       szer.„NN”

Lista Partyzantów skierowanych do LOP "Nerwa"

Z przekazanych do oddziału „Nerwy”   14 szeregowych i 2 sanitariuszek udało się ustalić skład personalny prawie wszystkich partyzantów, z wyjątkiem 2 osób. Oto wykaz tych osób, z podaniem pseudonimów oraz nazwisk niektórych z nich:
1.            sanit. „Kropka” - Zofia Mioduszewska
2.            sanit. „Lidia” - Anna Miszczuk.
3.            szer. „Cezar” - Roman Cenzartowicz.
4.            szer.  „Klarnet” - NN
5.            szer. „Longin” - Longin Wawruszak
6.            szer. „Majcher” - NN
7.            szer.. „Mściwój” - Edward Zapolski-Kusy
8.            szer. „Neron” - Zbigniew Nagalski
9.            szer. „Osa” - NN 
10.          szer. „Ryś” - Ryszard Wnuk           
11.          szer. „Samson” - Piotr Kwapisiewicz
12           szer. „Skała” - Józef Miazek
13.          szer.  „Tom” - Czesław Linkowski
14.          szer. „Tygrys” - Zbysław Gospodarek.
15.          NN.
16.          NN.

Geneza Powstania Oddziału "Spartanina - " Sarmaty"

Grupa lotna, przekształcona następnie w oddział partyzancki „Spartanina”, powstała w maju-czerwcu 1943 roku. Jej organizatorem i dowódcą był komendant placówki ZWZ-AK Bychawa ppor. rez. Tadeusz Sowa („Spartanin”). Składała się z kilkunastu osób, które od dłuższego czasu pozostawały w konspiracyjnych kwaterach w Bycha¬wie i okolicznych wsiach. W ciągu następnych tygodni grupa „Spartanina” stała się miejscem schronienia dla ludzi „spalonych”, zbiegłych ze służby w Baudienście czy z innych powodów zmuszonych do ukrywania się przed okupantem.
Od samego początku oddział „Spartanina" miał charakter lotny, zmieniał często kwatery, nie pozostając w jednym miejscu dłużej niż kilka dni. Operował w tym czasie przede wszystkim w okolicy Bychawy, ale przechodził także w inne rejony powiatu lubelskiego, a okresowo kwaterował także w lasach kozłowieckich. Podlegał służbowo komendantowi rejonu V (Bychawa-Piotrowice-Niedrzwica Duża) w obwodzie AK Lublin-powiat, por. sł. st. Józefowi Kukule („Derwisz", „Kurek").
W lipcu 1943 r. Komenda Obwodu AK Lublin skierowała do oddziału dotychczasowego oficera broni w rejonie I (Bełżyce-Jastków-Konopnica-Wojciechów) pchor. Wojciecha Rokickiego („Nerwa”). Równocześnie z tą decyzją w skład oddziału została włączona kilkuosobowa grupa o podobnym charakterze, która utworzyła się także wiosną 1943 r. w rejonie Motycza i Wojciechowa i dowodzona była przez pchor. Apolinarego Repsa („Zegota”). Połączenie obu grup nastąpiło w lesie koło Prawiednik. Oddział liczył wówczas około 30 żołnierzy i faktycznie był pierwszym oddziałem partyzanckim w obwodzie lubelskim, podległym bezpośrednio komendantowi obwodu.
Zastępcą dowódcy oddziału „Spartanina" był ppor. rez. Stefan Jankowski („Janota"). Innych funkcji w oddziale nie udało się ustalić; prawdopodobnie nie były one wydzielone.
Oddział był stosunkowo nieźle uzbrojony. Obok karabinów dysponował także 3 karabinami maszynowymi, stosowanymi w pokładowym uzbrojeniu samolotów.
Z chwilą zatwierdzenia oddziału dowództwo inspektoratu rejono¬wego Lublin nadało mu charakter ośrodka szkoleniowego i w styczniu 1944 r. przy udziale „Sarmaty” został uruchomiony kurs młodszych dowódców piechoty (szkoła podoficerska), w którym uczestniczyło 11 partyzantów. Dowódcą kursu został ppor. S. Jankowski („Janota”), natomiast instruktorami byli przedwojenni podoficerowie zawodowi: plut. „Pelikan" (NN), plut. „Sułtan" (NN), kpr. pchor. saper „Szakal" (NN) oraz kpr. Aleksander Olędzki („Rab”).
W tym okresie oddział partyzancki „Sarmaty” składał się z trzech drużyn, którymi dowodzili: 1 - strz. Albin Kostrzewski („Kędziorek”), 2 - strz. Kazimierz Kostrzewski („Korzeń") i 3 - strz. Ryszard Buczek („Brzask”). Wszyscy byli również słuchaczami kursu młodszych dowódców piechoty. Podoficerem broni był początkowo strz. Seweryn Kryska („Konny"), który następnie został dowódcą zwiadu konnego. Oddział miał również wydzieloną sekcję lekkich karabinów maszynowych, którą dowodził strz. Czesław Linkowski („Tom”). Kwatermistrzem oddziału był Stanisław Kopeć.
Z uwagi na swój charakter, poza akcjami zaopatrzeniowymi, oddział nie prowadził innych działań zbrojnych.
Podobnie jak w pierwszym oddziale, dowodzonym przez ppor. Tadeusza Sowę, również w oddziale „Sarmaty" zdecydowana więk¬szość partyzantów pochodziła z rodzin chłopskich i rzemieślniczych z Bychawy i okolicznych wsi.
Na przełomie kwietnia i maja 1944 r. oddział „Sarmaty" liczył 60 żołnierzy, w tym 3 oficerów („Sarmata”, „Janota” i „Michał”), 2 podchorążych („Dziryt" i „Szakal"), 4 podoficerów (plut. „Pelikan”, plut. „Sułtan”, kpr. „Rab" i kpr. „Organ”), 10 żołnierzy po ukończonym kursie podoficerskim, 39 szeregowych oraz 2 sanitariuszki („Lidka" i „Kropka"). W uzbrojeniu IV plutonu OP 8 „Sarmaty” znajdowały się: lekki i ręczny karabin maszynowy, pistolet maszynowy, 35 karabinów i kilka granatów. Ponadto oddział dysponował niewielką ilością materiałów wybuchowych, 2 rakietnicami, 13 płachtami namiotowymi oraz stosunkowo dużym taborem (8 wozów i 24 konie).
Broń, jaką dysponował oddział, pochodziła głównie z 2 źródeł - z placówek, na zasadach wypożyczenia oraz wniesiona przez poszczególnych żołnierzy.
Mimo podległości komendzie obwodu, a następnie zgrupowaniu OP 8, oddział nie otrzymywał z tych źródeł żadnych funduszy na swoje utrzymanie. Pochodziły one przede wszystkim ze składek społecznych oraz funduszy V rejonu obwodu lubelskiego.
W kwietniu nastąpiło zakończenie kursu podoficerskiego. Zbiegło się ono z rozkazem dowódcy zgrupowania OP 8 kpt. „Młota” z 29 kwietnia 1944 r. o rozwiązaniu oddziału „Sarmaty”. O decyzji tej żołnierze zostali powiadomieni 2 maja. Ostatecznie rozwiązanie oddziału partyzanckiego IV plutonu OP 8 nastąpiło 4 maja 1944 roku. Pierwotnie większość jego członków miała być skierowana do oddziału specjalnego „Szarugi”, pozostali zaś - otrzymać bezterminowy urlop. Ostatecznie jednak rozdzielono partyzantów „Sarmaty” pomiędzy oddziały „Szarugi", „Nerwy” i „Małego”.
W wyniku starań komendanta obwodu AK Lublin, wydzielona grupa 12 ludzi na czele z dowódcą rozwiązanego oddziału została przekazana pod jego dowództwo i stanowiła oddział dyspozycyjny Komendy Obwodu Lublin. Był to więc faktycznie trzeci oddział „Spartanina,,-„Sarmaty”. Spełniał on funkcję ochrony sztabu i rolę konnego oddziału łącznikowego (oficjalnie nazywany pocztem dowódcy obwodu). Pod koniec okupacji liczył około 20 ludzi i najczęściej przebywał w rejonie Krzczonowa w m. p. dowódcy obwodu. W takim stanie przetrwał do zajęcia Lubelszczyzny przez wojska radzieckie.


 Na podstawie książki Ireneusza Cabana "8 Pułk Piechoty Armii Krajowej"

Gleria 2
















Tadeusz Sowa "Spartanin"














Tadeusz Sowa z Żoną

Galeria 2 

Wprowadzenie do opracowania


Oddział Partyzancki „Nerwa” powstał jesienią 1943 roku i istniał do końca lipca 1944 roku, kiedy to został rozbrojony we wsi Polanówka pod Lublinem przez oddziały Armii Czerwonej. Nazwę swoją wziął od pseudonimu, organizatora i dowódcy oddziału Wojciecha Rokickiego ówczesnego ppor rezerwy, który oprócz pseudonimu „Gamasz” używał również pseudonimu „Nerwa” przyjętego od cesarza rzymskiego, / Marcus Cocceius Nerva żył około 30-98 r. /po n. Chr./
Oddział stanowił II pluton 8 pułku piechoty A.K. a w okresie akcji „Burza” był już II kompanią 8 p.p. A.K.
Opracowanie niniejsze powstawało kilkanaście lat i zapewne nigdy nie byłoby ukończone, gdyby nie współpraca dowódcy i licznych kolegów – członków oddziału, którzy udzielili autorom wydatnej pomocy, szczególnie w odtworzeniu stanu osobowego i uszeregowaniu, wydarzeń w których uczestniczyliśmy.

Prace uczniów

 Dziękuję Pani Ewie Reszka i Pani Magdalenie Miszczak Nauczycielkom z Gimnazjum w Bychawie za udostępnienie tych prac uczniów

Oddział "Nerwy"

Bracia Wójciccy 

Mrowisko - Wydanie specjalne


Schemat organizacyjny

Schemat organizacyjny
Lotnego Oddziału Partyzanckiego
Stanowiącego do akcji „Burza” II pluton kadrowy 8 p.p.leg.


I. Stan w styczniu 1944 r.
Dowódca oddziału / plutonu / podporucznik „Nerwa” Wojciech Rokicki
Zastępca kapral podchorąży „Sęk” Józef Sobieszczański

Drużyna I. dowódca kapral podchorąży „Szwarc” Jan Czerny
zastępca kapral „Czarny” Jan Czapla

Drużyna II. dowódca kapral podchorąży „Las” Witold Głuchowski
zastępca kapral podchorąży „Zawichost” Tadeusz Cenzartowicz

Drużyna III. dowódca kapral podchorąży „Nemrod” Stefan Latomski
Zastępca kapral podchorąży „Tur” Władysław Nowacki
Uwaga: Drużyna III-cia powstała około 10 stycznia, gdy napłynęło do oddziału dużo nowych ochotników. Pozostali podchorążowie i podoficerowie w liczbie około 10 z braku funkcji pełnili obowiązki żołnierskie.

II. Stan pod koniec kwietnia – początek maja 1944 r.Po stratach poniesionych w bitwie pod Pawlinem i chorobach wynikłych z ciężkich warunków zimowych /„Szwarc” i „Nałęcz”/, oraz po dołączeniu grup st.sierż. „Okrzei” a następnie ppor „Henryka”, schemat organizacyjny przedstawiał się :

Dowódca oddziału /plutonu/ podporucznik„Nerwa” Wojciech Rokicki
Zastępcy podporucznik „ Henryk” Henryk Grochowski a po
nim podporucznik„Mucha” Jan Wiśniewski /poległ/
Oficer gospodarczy st. sierżant „Okrzeja” Zygmunt Kowalczyk
Kronika , nasłuch radiowy kapral podchorąży „Jerzy” Lesław Eustachiewicz
Podoficer furażowy kapral„Łyżka” Michał Dudziak
Podoficer prowiantowy kapral „Franek” Franciszek Nowak

Drużyna I. dowódca kapral podchorąży „Natar” Alfred Nagalski
Zastępca kapral podchorąży „Gryf” Marian Białas

Drużyna II. Dowódca kapral podchorąży „Zawichost” Tadeusz Cenzartowicz
Zastępca kapral podchorąży „Rapp” Stanisław Hopkała

Drużyna III. dowódca / przez 1 mc./ kapral ”Stach” Stanisław Ślepowroński
’’ kapral podchorąży „ Jacyna” Jan Onoszko

Drużyna IV. dowódca „Bohun” Jan Winiarczyk
zastępca st.szer. „ Tom” Czesław Linkowski

Konny zwiad. dowódca kapral podchorąży „ Bemol” Eugeniusz Chorzelski
zastępca kapral podchorąży „Baśka” Osiall Bohdan a po,
jego śmierci kapral podchorąży „ Dym ” Zbigniew Janisławski

Następuje Następuje okres akcji „Burza” . Zgodnie z rozkazem dowództwa: oddział partyzancki „Nerwa” zostaje II kompanią kadrową 8 p.p. A.K. Oddział rozrasta się a drużyny tworzą od tego czasu plutony. Ponieważ w dość krótkim czasie zmuszeni zostaliśmy do złożenia broni i rozwiązania oddziału, nie przeprowadzono podziału plutonów na drużyny.

III. Schemat organizacyjny II kompanii kadrowej 8 p.p.A.K.

Uwaga: stopnie wojskowe podano jakie obowiązywały przed akcją”Burza”

Dowódca oddziału /kompanii/ podporucznik „Nerwa” Wojciech Rokicki
Zastępca st. sierżant „Okrzeja” Zygmunt Kowalczyk

Sztab dowódcy kompanii:
Kronika, nasłuch radiowy kapral podchorąży „Jerzy” Lesław Eustachiewicz
Fotograf kapral podchorąży „Jan” Saturnin Zawadzki
Podoficer furażowy kapral „Łyżka” Michał Dudziak
Podoficer gospodarczy kapral „Franek” Franciszek Nowak

Pluton I. dowódca kapral podchorąży „Natar” Alfred Nagalski

Pluton II. dowódca kapral podchorąży „Zawichost” Tadeusz Cenzartowicz
Zastępca kapral podchorąży „Rapp” Stanisław Hopkała

Pluton III. dowódca kapral podchorąży „ Jacyna” Jan Onoszko
Zastępca kapral pchor N.N. prawdopodobnie „Kot”

Pluton IV. dowódca podchorąży „Bohun” Jan Winiarczyk
Zastępca kapral podchorąży „Tom” Czesław Linkowski

Konny zwiad dowódca kapral podchorąży „Bemol” Eugeniusz Chorzelski
Zastępca kapral podchorąży „Dym” Zbigniew Janisławski

Akcje bojowe

Akcje bojowe
Lotnego Oddziału Partyzanckiego AK „Nerwa”

Autorzy :
Jan Onoszko"Jacyna",Czesław Linkowski"Tom I"


1. 14 listopada 1943 r. Rozbrojono w Lublinie na ulicy Nowa Droga
/Al. Zygmuntowskie / dwóch SS–manów, zdobyto 2 pistolety.

2. 11 stycznia 1944 r. Patrol partyzancki w ramach dozbrajania się rozbroił kilku Niemców w Lublinie na ulicy Bychawskiej
/ Kunickiego /, jeden z Niemców stawiał opór i został zabity. Zdobyto 3 pistolety, bez strat własnych.

3. 24 stycznia 1944 r. Rozbrojono dwóch żołnierzy niemieckich na odcinku
ul. Czwartek i ul. Szkolna w Lublinie. Zabrano pistolet i długie buty / saperki /

4. 24 stycznia 1944 r. Grupa partyzantów pod dowództwem pchor. „Zawichosta” opanowała obóz „Baudienstu” w Lublinie przy ul. Wesołej. Zabrano kilkanaście karabinów francuskich typu „Lebel” z amunicją, bez strat własnych.

5. 25 stycznia 1944 r. Jedna z sekcji transportując część broni, na granicy miasta przy końcu ulicy Bychawskiej w Lublinie napotyka patrol wroga. Partyzanci otwierają ogień i przebijają się przez zaskoczonych żandarmów. Ranny w nogę „Noir” wycofał się sam do domu, po wyleczeniu się powrócił do oddziału. Nieprzyjaciel poniósł straty ale jakie nie wiadomo.

6. Przełom stycznia – lutego 1944 r. W trakcie wykonywania zadania polegającego na ochronie narady dowódców A.K. oddział poderwany zostaje do alarmu z powodu napadu bandyckiego na majątek Józwów. Po przybyciu na miejsce stwierdzamy, że właściciel domu /akowiec/ został zabity. Z relacji żony zabitego dowiadujemy się, że mordu dokonał przy pomocy nogi od krzesła „Cień” z A.L.-u żądając wydania mu broni. W mieszkaniu widać ślady rabunku i zniszczeń /rozbity fortepian/ oraz libacji. Pomoc była spóźniona, próbowaliśmy zrobić zasadzkę na „Cienia”, ale nie pokazał się w okolicy. Byliśmy świadkami mordu bratobójczego, mordów takich dopuścił się „Cień” kilku. Po wielu latach jeden z dowódców AL. pisał na lamach gazety wrocławskiej, że władze AL rozważały możliwość rozwiązania oddziału „Cienia” jako bandyckiego, ale do tego nie doszło.

7. Początek lutego 1944 r. Z gorzelni w Osmolicach zabieramy beczki ze spirytusem przygotowane do transportu na zaopatrzenie Wehrmachtu. Spirytus odtransportowaliśmy do Lublina.

8. 9 lutego /prawdopodobnie/ 1944 r. podchorążowie „ Hak”
i „ Wójt”, którzy mieli za zadanie odwieść do Lublina broń oraz odstawić do domu dwóch młodocianych kandydatów nie przyjętych przez dcę do oddziału ponieważ nie byli „spaleni” oraz ze względu na wiek – zostali zatrzymani przez patrol SS między Dominowem a Abramowicami. Podchorąży „Hak” strzelił z pistoletu i
zbiegł, pozostali trzej zostali zastrzeleni. Przepadły 2 steny oraz 2-3 pistolety, które były na saniach. Zwłoki zabitych wywieźli Niemcy na wysypisko śmieci, następnie rodziny zabitych zabrały je i pochowały.

9. 13 lutego /prawdopodobnie/. Wydzielona grupa około 15 ludzi pod dowództwem ppor.„Nerwa” opanowuje budynek stacji kolejowej Dominów i oczekuje na nadejście niemieckiego patrolu ochrony kolei. Wszyscy przebywający na dworcu jak i przybywający na dworzec są zatrzymywani, pracują tylko kolejarze polscy pod nadzorem partyzantów. Tego dnia wieczorem wchodzi do budynku dworcowego Ukrainiec z SS, zostaje rozbrojony i zlikwidowany Następnego dnia uprzedzeni przez kolejarzy partyzanci wpuszczają do budynku dworca patrol niemiecki, który w ogniu walki zostaje wybity. Zdobyto LKM, karabiny, amunicję i granaty. Zabitych 10 Niemców pochowano w lesie. Straty własne lekko ranny /w rękę/ „ Wis”. Zostaje w oddziale.

10. 14 lutego 1944 r. W Bychawie zostaje rozbrojonych trzech żołnierzy niemieckich. Jeden usiłujący stawiać opór zostaje ranny. Bez strat własnych.

11. Koniec lutego 1944 r. Według otrzymanych informacji, w jednym z gospodarstw w okolicach Jakubowic znajdujemy w oborze pod obornikiem pistolet maszynowy polskiej produkcji, prawdopodobnie typ „Mors”. Po renowacji u rusznikarza był używany w oddziale. Dalsze jego losy są nieznane. Obecnie w Muzeum Wojska Polskiego jest jeden egzemplarz pozyskany od ZSSR W drodze wymiany muzealnej.

12. 7/8 marca 1944 r. W okolicy wsi Zdziłowice spotykamy się z partyzantką radziecką „Werszyhory”. Przekazujemy im około 10 Rosjan, którzy po ucieczce z niewoli schronili się w oddziale A.K. Ppor. „Nerwa” otrzymuje na pamiątkę pepeszę, żołnierze wymieniają amunicję.

13. 16 marca 1944 r. Wydzielona grupa /około 10 ludzi/ pod dowództwem ppor.”Nerwa” przebrana w niemieckie mundury wjeżdża do majątku Kozice koło Piask gdzie stacjonują niemieccy żołnierze. Grupa wchodzi bez przeszkód do budynku mieszkalnego i bez strzału bierze do niewoli załogę npla, zdobywa broń i wyposażenie wojskowe. Tylko jeden żołnierz będący poza budynkiem zdołał uciec. Gdy po akcji oddalaliśmy się słychać było z oddali szum samochodów nadjeżdżającej pomocy niemieckiej. Wśród jeńców był Ślązak Franciszek Nowak - kapral W.P, siłą wcielony do Wehrmachtu /ranny pod Stalingradem/. Kapral Nowak pod pseudonimem „Franek” został w oddziale „Nerwa” i z czasem otrzymał funkcję podoficera prowiantowego.

14. Koniec marca 1944r. Przemieszczamy się z powiatu bychawskiego w okolice Bełżyc z zadaniem ochrony lądowiska „ Most I”. W trakcie zajmowania kwater alarm – „Niemcy jadą na wieś ” Okazuje się, że nie są to Niemcy lecz policjanci granatowi z Bełżyc. Rozbrajamy ich i zamykamy, odbieramy listę mieszkańców wsi, którą mają ze sobą, jest to lista uchylających się od świadczeń na rzecz okupanta. W trakcie przesłuchania kilku z nich chce pozostać w oddziale, ppor „Nerwa” odmawia ponieważ nie mamy o nich opinii miejscowych władz A.K. Wieczorem przed zmianą kwater policjanci zostają zwolnieni. Na gorące prośby zostawiamy im również broń /represji wobec ludności nie było /.

15. Ppor.„Nerwa” wysyła do Lublina 5 podchorążych, którzy mają przywieść sprzęt wojskowy oraz „święcone” przygotowane przez panie z „ Pe–Żet ” w związku ze zbliżającymi się świętami Wielkanocnymi . Grupa ta rozbraja w dniu 6.Kwietnia 44.r. dwóch żandarmów na ulicy Grodzkiej zdobywając 2 pistolety a dnia 7 kwietnia 44 r. jednego podoficera Wehrmachtu zdobywając jeden pistolet na ulicy Zamojskiej (Buczka) .

16. 7 kwietnia 1944 r. Oddział stacjonuje we wsi Pawlin. Niemcy mając rozeznanie otaczają wieś. Wiosenne roztopy powodują, ze pierścień obławy nie zdążył się nie postrzeżenie zamknąć .W czasie rozpoczętej walki drużyna I-sza zdołała się jeszcze wycofać mając dwóch rannych. Drużyna III-cia chce wycofać się poza stodołami lecz tam natrafia na zmasowany ogień karabinów maszynowych .Ci, którzy ocaleli dołączają do drużyny II- giej, gdzie ppor.”Nerwa” usiłuje przerwać pierścień wroga . Partyzancki KM blokuje się, zostaje ukryty. Niemcy używają granatników, a nad polem walki unosi się samolot wywiadowczy. Mimo tak nierównej walki ppor „Nerwa” z częścią ludzi przebija się. W tej sytuacji na szczególną uwagę zasługuje bohaterski czyn „Świdra”. Spostrzega furmankę z leżącym na niej ciężko rannym jego dowódcą podchorążym „Las”. Jeden koń leży zabity, woźnica z głowa rozniesioną przez pocisk. „Świder” postanawia ratować swojego dowódcę, pod silnym ogniem wroga odcina bagnetem padłego konia i wywozi rannego nie zważając na bardzo silny ostrzał. Po bitwie okazuje się, że „Świder” ma płaszcz
a nawet czapkę podziurawione kulami. Po wydostaniu z się okrążenia ppor. „Nerwa” wobec pozostałych przy życiu żołnierzy awansował „Świdra” do stopnia st. szeregowca i oświadczył, że wystąpi o odznaczenie go wysokim odznaczeniem bojowym. Minęły lata i „Świder” nigdy nie doczekał się należnego mu odznaczenia i prawdopodobnie w aktach A.K. niema takiego wniosku. W walce poległo 32 partyzantów a 5 odniosło rany, stracono również tabory. Strat wroga nigdy nie udało się ustalić, musiały być znaczne. W zbieraniu poległych pomógł miejscowy pluton A.K. ppor. „Heliodora” /Henryk Jaroszyński/. Poległych pochowano we wspólnej mogile, z honorami wojskowymi, na cmentarzu w Babinie. Należy odnotować, że po walce w Pawlinie, na zbiórce plutonu, gdy ppor „Nerwa” zaproponował „ kto chce może odejść” nikt nie wystąpił. Przeciwnie, przyrzekliśmy wszyscy pomścić kolegów a dla zaakcentowania tego postanowienia miały być noszone odtąd na rękawach mundurów emblematy w postaci czarnej tarczy z trupią główką i piszczelami. W miesiącu lipcu emblematy te zostały zmienione na tarcze biało–czerwone, na białym tle był napis II/8.p.p.leg. na czerwonym biały orzeł.

17. 9.kwietnia 1944 r. Przemęczeni niedawną walką odpoczywamy pod opieką oddziału specjalnego A.K, „Szarugi” ppor A. Sarkisowa. Rano do wsi wjeżdża furmanką 2 „Kałmuków i Polak /?/. Okazuje się, że w ten sposób okupant penetruje okolice. Zdobyto 2 karabiny a trzej zdrajcy po przeprowadzeniu dochodzenia zostają rozstrzelani. Już nikt nie zakłóca świątecznego nastroju, ksiądz Fiuta święci przygotowane pokarmy i zasiadamy do stołów. Nas jednak niedawna śmierć kolegów nie nastraja do jedzenia. Po podzieleniu się jajkiem i złożeniu życzeń wymykamy się pojedynczo by jeszcze raz w samotności powspominać tych co od nas odeszli i oddali swe młode życie za Ojczyznę.

18. Noc z 15 na 16 kwietnia 1944 r. Na polach wsi Wojcieszyn po raz pierwszy w okupowanym kraju ląduje aliancki samolot. My stanowiliśmy cześć ochrony operacji „Most I”. Po starcie samolotu, którym odleciał między innymi generał „Tatar”, zabraliśmy na wozy kurierów i odwieźli na wskazane miejsce. Dalej ich droga prowadziła do Warszawy. My wracamy w swoje strony, w okolice Bychawy. Tam wielu naszych znajomych jeszcze raz wraz z nami przeżywa tragedię Pawlina. Tutaj oddział nasz zostaje poważnie wzmocniony przez grupę żołnierzy rozwiązanego oddziału „Spartanina” oraz przez grupę st. sierżanta „Okrzei” z placówki Piaski. Z „Okrzeją” przyszło 26 żołnierzy uzbrojonych, częściowo umundurowanych i już trochę zaznajomionych z partyzantką lub dywersją. Wykaz akcji grupy „Okrzei” przed przyłączeniem do naszego oddziału opisany jest w załączniku podającym stan osobowy tej grupy.

19. 5 maja 1944 r. pchor. Zbigniew Janisławski "Dym" z kilkoma kolegami uprowadził z Liegenschaftu w Woli Żółkiewskiej 10 koni, z których kilka uzupełniło zwiad konny.

20. Prawdopodobnie 20 maja 1944 r. Oddział zatrzymuje się w Starym Lesie koło Lublina , wydzielona grupa około 15 ludzi dowodzonych przez ppor.”Nerwa” po odcięciu telefonu opanowuje teren wyścigów konnych.
w Lublinie. Rozbrajamy policjantów granatowych, zabieramy dwa karabiny, rekwirujemy siodła i konie, które odtąd służą formującemu się zwiadowi konnemu oddziału. Wracamy bez strat własnych.

21. W tym czasie dołącza ppor „ Henryk” z 13 partyzantami.
Grupa ta przyszła z Zamojszczyzny, o jej wcześniejszych walkach podano w załączniku. W czerwcu ppor „Henryk” odszedł ze swoimi ludźmi do OP III / 8.p.p „Jemioła” jako jego uzupełnienie.

22. Prawdopodobnie 24 Maja 1944 r. Podchorąży Osiall Bohdan „Baśka” będąc we wsi „Podole" k. Bełżyc zostaje zaskoczony przez obławę niemiecką. Broni się w prowizorycznym bunkrze i ginie w nierównej walce. Pochowany na cmentarzu w Konopnicy.

23. 26 maja 1944 r. Otrzymujemy alarmującą wiadomość od placówki AK o planowanym odbiciu więźniów, których okupant ma przewozić z Wysokiego do Lublina, jesteśmy wezwani do pomocy w tej akcji. Ppor. „Nerwa” z konnym zwiadem jest poza oddziałem. Całością dowodzi ppor. Mucha”. Natychmiast wyruszamy w szyku bojowym do lasu pod wsią Piotrkówek. Dla rozeznania terenu wychodzi naprzód patrol pod dowództwem st. sierżanta „Okrzei” i podchor. i „Jacyny” do patrolu zabiera zgłaszających się na ochotnika „Almanzor”, „Ewa” i „Tarzan”. W lesie napotykają dużą grupę miejscowych ludzi, różnie uzbrojonych, brak dyscypliny i organizacji. Nawiązujemy kontakt z ich dowódcami, okazuje się, że transport więźniów już przejechał zanim oni zdołali się zebrać. Gdy stoimy na brzegu lasu widzimy, że w zasięgu naszego wzroku Niemcy spokojnie ładują drewno na samochody. Postanawiamy ich zaatakować. Na propozycję „Okrzei” kilku miejscowych z pistoletem maszynowym i karabinami miało niepostrzeżenie zajść od skrzydła i otworzyć ogień pozorując atak. Do ataku wtedy mieli ruszyć pozostali rozmieszczeni na skraju lasu . Po otworzeniu ognia „Jacyna” ze swoim patrolem ruszył do ataku, lecz miejscowi, którzy mieli atakować razem z nimi zalegli i strzelali, nie można ich było poderwać do ataku. Ppor.”Mucha” stojąc z oddziałem kilkadziesiąt metrów i dalej słysząc kanonadę zdaje dowództwo pchor „ Zawichostowi” a sam z 1 drużyną pchor. „Natara” rusza do ataku. Pchor. „Jacyna” ze swoim patrolem jest teraz na prawym skrzydle natarcia. Pchor „Gryf” seriami z rkm bije po samochodach, Niemcy po krótkim oporze poddają się, ginie ich dowódca oficer. W trakcie natarcia wołamy do miejscowych aby przestali strzelać, w momencie poddawania się Niemców podbiegają i miejscowi. Bierzemy do niewoli około 20 żołnierzy niemieckich /część z nich to tzw „Kałmucy” z jakiejś jednostki azjatyckiej/. Jeńcy zostają zabrani przez „Nerwiaków”, część broni przekazujemy miejscowym. Jeńców wieziemy do Krzczonowa, tam dca batalionu AK kapitan „Młot” Konrad Schmeding poleca jeńców zwolnić. Rozebranych do bielizny wypuszczamy ich nad ranem na szosę do Lublina, do zwalnianych jeńców przemawia w języku niemieckim pchor „Jerzy”. Oddział nie poniósł żadnych strat. Podobno miejscowi mieli jakieś straty. Akcja ta została tak szeroko opisana ponieważ po wojnie ukazało się kilka jej sprzecznych wersji w książkach: L.Siemiona „Z lat okupacji hitlerowskiej na Lubelszczyźnie”, W Sulewskiego „Na partyzanckich ścieżkach B.CH.” ,Stanisława Lisika „Czerwone opłotki”. Autorzy tych wspomnień cały ciężar walki i splendor zwycięstwa przypisali miejscowym a rolę naszą ograniczyli do przypadkowej i nic nie znaczącej obecności. Bezpodstawnym jest twierdzenie Lisika, że miejscowi uprzednio zaatakowali transport z więźniami, gdyby istotnie tak było Niemcy nie ładowali by spokojnie drzewa na samochody lecz albo odjechali by albo też brali by udział w tej walce, tymczasem zastaliśmy ich spokojnie ładujących w lesie swoje samochody. Nieprawdziwe jest również twierdzenie Sulewskiego, że „Nerwiacy” na zdobytych samochodach gonili wrogów. L.Siemion powołując się na relację „Jacyny” napisał w swojej książce zupełnie co innego niż usłyszał od niego.

24. 1 czerwca 1944 r. Opanowujemy i ubezpieczamy magazyny zboża kontyngentowego w Wysokiem. Wszystko zboże zostaje zabrane na kilkaset furmanek, które dostarczyły liczne placówki A.K. Ogromny sznur wozów ciągnął się na przestrzeni kilku kilometrów w biały dzień. Akcja została zakończona sprawnie i bez interwencji ze strony okupanta.

25. W kilka dni po tej akcji. Wydzielona grupa kilku partyzantów zabiera z magazynów „Społem” ul. Spółdzielcza czy Krochmalna w Lublinie żywność. Grupa wraca bez strat do oddziału. W grupie tej był „Łowca” i od niego ta relacja.

26. 21 czerwca 1944 r. Wydzielona grupa dowodzona przez ppor „ Muchę” zaatakowała z zasadzki patrol wroga na torach kolejowych koło stacji Dominów. Walkę musiano przerwać i wycofać się, ponieważ nadjechał niemiecki pociąg urlopowy, z którego zaczęto ostrzeliwać partyzantów. W walce poległo 2 Niemców, byli i ranni, zdobyto 2 karabiny. Po naszej stronie jeden lekko ranny w nogę „Nil”.

27. W tym samym czasie. Inna grupa z oddziału zabrała w majątku Dominów Volksdeutschowi karabin i dubeltówkę.

28. Pod koniec czerwca 1944 r. Po mordzie dokonanym przez „Cienia” na oddziale A.K. w inspektoracie Puławy, następuje koncentracja oddziałów A.K. wchodzących w skład 8.p.p. Demonstracyjny przemarsz z okolic Lublina do Józefowa nad Wisłą trwa kilka dni. W czasie marszu spotykamy oddział A.L. „Przepiórka”. Na własną prośbę przechodzą do tego oddziału niemiecki komunista – lekarz Georg Arend, który po ucieczce z Majdanka schronił się u „Nerwy” jak i Rosjanka „Katia”, która uciekła z transportu kolejowego w Lublinie i została przywieziona do naszego oddziału przez pchor. „Lasa”. Przemarsz kończy się odprawą oddziałów i defiladą na rynku w Józefowie. Wracamy przez Urzędów. Na całej trasie serdecznie witani jesteśmy przez mieszkańców okolicznych wsi. Ludzie wiedzą, że dzięki nam ukrócony został bandytyzm, a i okupant nie kwapi się do penetrowania polskiej wsi jak dawniej.

29. W drodze powrotnej z koncentracji. Mamy zaatakować Niemców zgrupowanych przy stacji Leśniczówka. W tym celu na polach wsi Wilkołaz wraz z oddziałem „Jemioła” zajmujemy stanowiska wzdłuż torów kolejowych, by zatrzymać pociąg jadący do Lublina. Pociągiem tym mamy podjechać do stacji Leśniczówka i zaatakować niemiecką załogę stacji. Jednak kontrolny parowóz z załogą niemiecką sprawdzający tory musiał nas rozpoznać mimo nocy, gdyż zostaliśmy z niego ostrzelani. Parowóz po oddaniu strzałów w naszą stronę i po wystrzeleniu rakiety ostrzegawczej wrócił do stacji Leśniczówka nie jadąc w dalszą trasę . W tej sytuacji zaskoczenie nie było już możliwe, wycofaliśmy się do lasu.

30. 19 lipiec 1944 r. Dowódcy oddziałów „Nerwa” i „Jemioła” decydują się wspólnie zaatakować niemiecką załogę majątku Kłodnica. Na tę akcję dawno już mieliśmy ochotę. Jeszcze w marszu na Józefów konny zwiad naszego oddziału wjechał na teren tego majątku a spotkawszy Niemców wycofał się, ale wówczas kapitan „Młot” nie dał zezwolenia na zdobywanie majątku. Opracowano koncepcje podzielenia oddziału na trzy grupy. Grupę szturmową mają stanowić pod dctwem „Nerwy” wszyscy dowódcy drużyn i ich zastępcy oraz pozostali podchorążowie, pozostałych partyzantów podzielono na dwie grupy dowodzone przez ppor.”Muchę” i sierżanta „Okrzeję”. Jak się okazało była to decyzja niefortunna, dowódcy poszczególnych grup zajęli się zadaniami wycinkowymi oraz swoimi własnymi działaniami i zabrakło dowódcy, który by odpowiadał za całość akcji. Podobno taka koncepcja akcji wyszła od kapitana „Młota”. Przed wymarszem ustalono, że front budynku atakuje oddział „Jemioły”, lewy szczyt budynku grupa „Okrzei”, prawy szczyt, od strony zabudowań gospodarczych grupa szturmowa „Nerwy”, tylną część budynku grupa „Muchy”. Tymczasem pierwszy kontakt z nieprzyjacielem nawiązała grupa „Okrzei” zanim jeszcze grupa szturmowa „Nerwy” dobiegła na swoje stanowisko wyjściowe pod budynkiem. Stało się to dlatego , że nieopodal budynku od strony lewego jego szczytu znajdowała się sadzawka, w której kąpało się kilku Niemców, Niemcy widząc wychodzących z parku partyzantów /grupę „Okrzei”/ zaczęli uciekać do budynku dworu. Posypały się strzały, część kąpiących się od razu poległa, ale cześć dobiegła do dworu. W tej sytuacji grupa „Nerwy” dobiegła już do swoich stanowisk wyjściowych pod silnym ogniem nieprzyjaciela dochodzącym z budynku, do tego jeszcze okazało się, że ta strona budynku, którą miała atakować grupa „Nerwy” stanowi ślepą ścianę bez otworów, przesunięto się więc na stanowiska zajęte przez grupę „Muchy”. Od tej strony okna są wysoko zabezpieczone siatkami i workami z piaskiem. Ppor „Nerwa” rzuca granat na werandę oszkloną, /gamon nie granat/, weranda rozlatuje się, ale wewnątrz są dobrze zabezpieczone drzwi wejściowe. Ppor „Mucha” wychyla się z za drzewa aby cisnąć granatem w okno, ale seria z pistoletu zabija go. Z dachu zaczynają lecieć niemieckie granaty, ale celowniczy lkm „Longin” z IV drużyny długimi seriami spędza Niemców z dachu. Co chwila z budynku idą w górę czerwone rakiety, to Niemcy wzywają pomocy z sąsiednich garnizonów. Przez okienka piwniczne słychać płacz kobiet i dzieci i krzyki „nie strzelajcie tu Polacy”, w tej sytuacji byłoby ryzykowne użycie granatnika „Piat” . Okazuje się, że grupa „Okrzei” ma najlepsze dojście do okna od swojej strony, siatka zostaje zerwana, rzut granatem w okno i „Okrzeja” już wskakuje do środka, za nim kilku chłopców, już wrzucają granaty do następnego pokoju. W tym czasie pchor „Gryf” w trakcie przechodzenia przez okno dostaje śmiertelny postrzał w brzuch, koledzy znajdujący się w budynku wynoszą go na zewnątrz. „Okrzeja”, przez okno daje znaki grupie „Nerwy” i „Muchy” aby nie strzelać w jego stronę, jednak pod naporem Niemców z wewnątrz budynku „Okrzeja” osamotniony po wypadku „Gryfa” wycofuje się również na zewnątrz. Akcja się niebezpiecznie przeciąga, więc ppor „Nerwa” z obawy, że lada chwila może nadejść wrogom pomoc daje rozkaz odwrotu . Przez cały ten czas grupa „Jemioły” była pod bardzo silnym obstrzałem z km wroga, który raził z maleńkiego okienka nad drzwiami frontowymi i całkowicie ryglował dostęp do nich. Zabieramy poległego ppor.”Muchę ” i wtedy zostaje ranny pchor. „Jerzy”. Wcześniej pocisk rozrywający prawie odrywa rękę „Kuli”, od odłamków granatów są też ranni „Puma” i „Chan”. Złożony na wozie „Gryf” kona na naszych oczach z okrzykiem „Panie poruczniku, Jeszcze Polska nie zginęła”. Brak dowódców w drużynach teraz też daje się we znaki, nikt przy odwrocie nie sprawdza stanów i tak zostaje na polu walki poległy wcześniej „Śmiały” i jeszcze 2 partyzantów od „Jemioły”. Potwornie zmęczeni, głodni, wycofujemy się przez wieś, nieprzyjaciel nas nie ściga, ludzie miejscowi częstują nas po drodze chlebem i mlekiem. Pod lasem sanitariuszka udziela rannym pierwszej pomocy. Następnie zostają umieszczeni w szpitalu w Bychawie u doktora Tadeusza Zajączkowskiego. Nad bezpieczeństwem rannych czuwa dyskretnie kilku partyzantów dowodzonych przez „Toma”. Z majątku zabraliśmy stado krów, które następnie rozdano rolnikom. Ci koledzy, którzy byli w budynku zdobyli pistolet maszynowy. Podobno Niemcy zaraz się wynieśli z majątku a oczekiwana ich pomoc nie nadeszła, front był już za blisko i Niemcy zaabsorbowani byli jego bliskością. Ppor „Mucha” i pchor „Gryf” z honorami wojskowymi zostali pochowani w Bychawie.

31. 24 lipiec 1944 r. Koncentracja oddziałów wchodzących w skład 8.p.p.A.K. Tworzymy duży czworobok, nad naszymi zwiadowcami konnymi powiewa na lancy ułańskiej proporczyk naszego oddziału. Całością dowodzi dowódca zgrupowania 8p.p. kapitan ”Młot”. Odbiera meldunki z poszczególnych oddziałów następnie przemawia: „Żołnierze nadeszła chwila oczekiwana, powszechnego powstania, zwanego akcja „Burza”. Oddziały wasze zostają przemianowane na kompanie kadrowe 8.p.p.A.K. wszystkich funkcyjnych awansuję o jeden stopień. Ruszamy teraz do walki o wyzwolenie Lublina. „Wielu ma łzy w oczach”. Śpiewamy „Jeszcze Polska nie zginęła” i„Rotę”. W wojskowym szyku kompanie rozchodzą się, by rozpocząć wykonywanie powierzonych im zadań. „Nerwa” ze zwiadem konnym jedzie na rozeznanie terenu. We wsi Duża Wola niespodziewanie natykają się na dużą grupę frontowych żołnierzy niemieckich odpoczywających. „Nerwa” wzywa ich do poddania, w czasie rozmowy jeden z Niemców otwiera ogień z km, „Marynarz” celnym strzałem wyłącza go z walki. Ginie jednak „Blask” a „Kmicic” jest ranny. Rozpoczyna się strzelanina, zwiadowcy zabierają zdobytą broń i swoich kolegów i wycofują się. Tragicznym zbiegiem okoliczności listę poległych naszego oddziału rozpoczyna „Wójt” Bohdan Wójcicki a kończy jego brat „Blask” Mirosław Wójcicki / pochowany w Bychawie / a najmłodszy z nich Zbigniew Wójcicki „Kula” stracił rękę w Kłodnicy . Pochodzili z Łęcznej, gdzie rodzice ich byli nauczycielami . W czasie gdy konny zwiad toczył walkę w Dużej Woli inna grupa z kapralem „Frankiem” przebywająca w Bychawie, gdzie przygotowywano prowiant dla oddziału, bierze udział w walce jaką stoczył tam oddział ppor „Szarugi” z wycofującym się wrogiem. Grupa wróciła bez strat własnych. Tymczasem II kompania dowodzona pod nieobecność „Nerwy” przez „Okrzeję” rozpoczyna marsz na Lublin. Kompanię ubezpiecza od frontu i boków służbowy pluton pchor. „Jacyny”. Na trasie marszu napotykamy na pierwszych konnych żołnierzy radzieckich. Spotkanie jest serdeczne, rozchodzimy się w zgodzie każdy do swoich zadań. Dochodzimy do wsi Polanówka, przy drodze okopane działa, dużo wojska radzieckiego. Marsz nasz zostaje zatrzymany. Stoimy tak kilka godzin, nie wiedząc dlaczego zostaliśmy przez sowietów zatrzymani. Wraca „Nerwa” ze zwiadem konnym. Dostajemy polecenie zajęcia kwater na wsi. Partyzantów zbiera się coraz więcej, są różne kompanie, wieś jest nieduża, śpimy pod gołym niebem, bo noc jest ciepła. Następnego dnia po śniadaniu wzywają nas wszystkich na pastwiskowy ugór, siadamy tworząc duży krąg, do kręgu wchodzi oficer radziecki w randze pułkownika, przemawia do nas po rosyjsku, tłumaczy ppor „Jemioła”. Z przemówienia dowiadujemy się, że Niemcy się cofają, Czerwona Armia wyzwala nasze tereny wspólnie z Ludowym Wojskiem Polskim, które powstało w ZSSR .Mamy złożyć broń i pod eskortą żołnierzy radzieckich pomaszerować do tego wojska, prawdopodobnie do Chełma. Jak ma wyglądać ten marsz nie wiemy, ale z komunikatów radia zagranicznego wiemy jaki los spotkał dywizję A.K., która brała udział w walkach o wyzwolenie Wilna. Po walkach zostali załadowani do pociągów i wywiezieni, oczywiście bez broni, w nieznane. Dowódca kompani zbiera nas i mówi, że w tych warunkach kompania zostaje rozwiązana i każdy z nas ma wolną rękę w działaniu. Zdajemy sobie sprawę, że nikt z przemawiających nie mógł i nie miał prawa zwolnić nas z przysięgi, która składaliśmy jeszcze w konspiracji.Dopiero 19.1.1945r. Komendant Główny A.K. gen „Niedźwiadek ” Leopold Okulicki wydał swój ostatni rozkaz, w którym czytamy między innymi: „aby wam ułatwić dalszą pracę, z upoważnienia Pana Prezydenta R.P. zwalniam was z przysięgi i rozwiązuję szeregi Armii Krajowej”.
Jak wiadomo z dziejów ojczystych, żołnierz polski, gdy musiał składać broń, starał się by nie nadawała się do użytku. Partyzant nie postąpił inaczej, gdyż żegnał zdobyczny pistolet czy karabin.
Nadszedł dzień wymarszu w nieznane, pod zbrojną strażą żołnierzy radzieckich. Pierwsza grupa, żegnana serdecznie przez kolegów, poprowadzona została w kierunku na Lublin. Druga grupa, w tym większość żołnierzy naszej kompanii, pomaszerowała do Chełma. Ten dziwny marsz trwał kilka dni, ilość konwojowanych stopniowo malała, konwojenci na to nie reagowali. Do Chełma doszło zaledwie kilku ludzi z naszej kompanii ale i ci za radą żołnierzy LWP stacjonujących w koszarach w Chełmie, szybko ulotnili się, mówiło się już bowiem całkiem głośno o tragicznych losach rozbrojonych żołnierzy AK aresztowanych i deportowanych. Tak więc i ci ostatni optymiści, którzy doszli z konwojem do Chełma, wracali na własną rękę do Lublina. Spotkaliśmy się w Lublinie, do którego wracaliśmy nie jak uczestnicy zwycięstwa lecz jak cienie przemykające się w ciemności do domów. Wybuchło Powstanie w Warszawie, szybko można się było zorientować, że to następny akt tragedii. Gen „Bór” wzywał wszystkich żołnierzy AK by szli na pomoc Stolicy. Zebraliśmy się na placu przy ulicy Narutowicza w Lublinie,
w miejscu gdzie obecnie jest hotel Viktoria, po drugiej stronie ulicy znajdowało się wówczas RKU Lublin – Powiat. Dowódca Okręgu A.K gen „Marcin” pertraktuje, by nam pozwolono iść z pomocą walczącej Warszawie. Długo czekamy, wreszcie ktoś z dowództwa Okręgu przychodzi do nas i mówi: ”Panowie, proszę się rozejść, pan generał „Marcin” został aresztowany”. Rozpoczęły się aresztowania rewizje domowe i „kotły”. Zamek lubelski, jeszcze pamiętający świeżą krew ofiar hitlerowskich, zapełnia się od nowa. Są pierwsi rozstrzelani, jest wśród nich dowódca 8.p.p.A.K. kapitan „Młot” Konrad Schmeding / grudzień 1944 r. / . Z II kompanii 8 pułku, według niepełnych danych, zesłano na wschód 5 osób, w tym jedna osoba zmarła na zesłaniu, a jedna zaraz po powrocie do kraju. Aresztowanych było przeszło 30 osób. Z wojska aresztowano 6 osób. Ci którzy potrafili ukryć swoją przeszłość akowską i nie zostali rozszyfrowani, przetrwali ten ciężki okres w spokoju. Ostatecznie po wielu latach, kto dożył doczekał się uznania w kraju AK za organizację kombatancką, której wkład w zwycięstwo nad Niemcami był znaczący. Wielu z nas już tej satysfakcji nie doczekało.

Kołysanka